"Jest przygotowana specustawa, która pozwoli na przeprowadzenie takiej inwestycji, uprości schemat dotyczący zamówień publicznych, bo sytuacja jest nadzwyczajna i kryzysowa. (...) Jesteśmy przygotowani i ta inwestycja powinna się rozpocząć już w 2018 roku" - powiedział Romanowski na konferencji prasowej w piątek w Lublinie. Płot na dwa metry "Może decyzje podejmowane przez rząd są niezbyt popularne, ale niestety, jeśli mamy wesprzeć ten sektor, część branży rolno-spożywczej, to musimy takie właśnie decyzje podejmować" - dodał wiceminister. Romanowski podkreślił, że na ASF nie ma żadnego lekarstwa ani szczepionki i pozostają wyłącznie administracyjne metody zwalczania tego wirusa. Jak tłumaczył, przy wschodniej granicy, po przeprowadzeniu odstrzałów sanitarnych wśród dzików - które są głównymi roznosicielami choroby - powstaje nisza ekologiczna, którą zapełniają kolejne zwierzęta migrujące ze wschodu. "Musimy więc podejmować dosyć radykalne decyzje (...) jeśli chcemy nauczyć się żyć z ASF-em, bo niestety, póki co takie pojęcie musi istnieć" - zaznaczył. Koszt budowy zapory szacowany jest na ok. 300 mln zł. Będzie ona miała formę płotu z odpowiednią siatką, o wysokości do 2 metrów, który będzie zakotwiczony na głębokości ok. pół metra. Zapora ma być zbudowana wzdłuż wschodniej granicy Polski z Ukrainą i Białorusią (ok. tysiąc kilometrów). Inwestycja ma być prowadzona w okresie 3-4 lat. "W pierwszej kolejności będziemy stawiać zapory w miejscach, które są najbardziej zagrożone migracją dzików" - dodał Romanowski. Wirus u dzików z powiatów nadgranicznych O potrzebie zbudowania zapory mówił też dyrektor Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach Krzysztof Niemczuk. Podkreślił, że walkę z wirusem utrudnia sytuacja na Ukrainie, gdzie zasady i sposoby zwalczania ASF są "dalece niewystarczające" oraz na Białorusi, gdzie "w ogóle nie przyznają się do tego, że ASF występuje na ich terytorium". "Nie jesteśmy w stanie ocenić skali zagrożenia i musimy się przygotowywać na ekstremalnie czarne scenariusze" - powiedział Niemczuk. Podkreślił, że ponad 62 proc. dzików, u których stwierdzono wirusa afrykańskiego pomoru świń to dziki odstrzelone lub odnalezione jako padłe w powiatach nadgranicznych. "Idea zapory - mimo że jest kontrowersyjna - wydaje się być wyznacznikiem czasu, ponieważ musimy wdrażać metody ponadstandardowe (...) Mamy głębokie przekonanie, że w perspektywie lat te rozwiązania okażą się słuszne" - powiedział Niemczuk. Przywołał przykłady Estonii i Łotwy, gdzie dotychczasowe metody zwalczania wirusa nie przynoszą rezultatów i "praktycznie całe terytorium obydwu państw jest wyjęte z produkcji trzody chlewnej". W ocenie Niemczuka to, że wirus w Polsce przekroczył już Wisłę, nie oznacza, że można zapomnieć o terenach wschodnich. "Perspektywa zwalczania ASF na Białorusi i Ukrainie jest absolutnie negatywna. W związku z tym musimy stworzyć coś nowego, co zapobiegnie migracji dzików" - dodał. Bez zagrożenia dla człowieka Wirus afrykańskiego pomoru świń (ASF) jest nieszkodliwy dla ludzi, ale śmiertelny dla świń i powoduje duże straty materialne. Choroba jest przenoszona głównie przez dziki. Wirusa ASF w Polsce wykryto po raz pierwszy w 2014 r. Dotychczas odnotowano 108 ognisk tej choroby u trzody chlewnej (z czego 81 w 2017 r., a cztery w 2018 r.) w trzech województwach: podlaskim, lubelskim i mazowieckim. Ostatnie ognisko ASF wykryto w gminie Jabłoń w Lubelskiem, w gospodarstwie, gdzie utrzymywano 640 świń. Ponadto - jak informuje Główny Lekarz Weterynarii - odnotowano ponad 1,6 tys. przypadków stwierdzenia tej choroby u dzika, przy czym jeden przypadek może dotyczyć kilku odstrzelonych lub padłych zwierząt. Zarażone dziki znajdowano na terenie województw podlaskiego, lubelskiego, mazowieckiego i warmińsko-mazurskiego.