Rzecznik Komendanta Głównego Straży Granicznej Wojciech Lechowski nie potwierdził w rozmowie informacje o odnalezieniu maszyny. Na pokładzie śmigłowca Kania (rocznik 2006) były trzy osoby, w tym pilot z 15-letnim stażem. Maszyna miała wszelkie dokumenty, badania by być dopuszczoną do lotu - zaznaczył rzecznik. Wiadomo, że maszyna startowała o godzinie 15.15 do rutynowego patrolu wschodniej granicy. Lechowski nie potrafił powiedzieć skąd dokładnie wystartowała. Ostatni kontakt ze śmigłowcem był o godzinie 17.38 i miała go placówka straży granicznej w Mielniku. Rzecznik powiedział, że o godzinie 17.54 straż graniczna otrzymała informację od jednego z mieszkańców miejscowości Klukowicze, że "słyszał lecący śmigłowiec, a potem huk". W poszukiwaniach bierze m.in. udział śmigłowiec z Nadbużańskiego Oddziału Straży Ratowniczej, który jest wyposażony w kamery termowizyjne z personelem medycznym na pokładzie, helikopter policyjny oraz śmigłowiec wojskowej grupy poszukiwawczo-ratowniczej z Mińska Mazowieckiego. Jeden z tych helikopterów, według niepotwierdzonych informacji, natrafił na zaginiony helikopter - na miejsce udały się jednostki naziemne biorące udział w poszukiwaniach. Akcja ratunkowa jest utrudniona. - Jest to teren zalesiony, od ponad godziny jest tam zupełnie ciemno. Mamy nadzieję, że pilotowi udało się wylądować awaryjnie i jedynie utracono łączność z maszyną - dodaje w rozmowie z TVN24 rzecznik Straży Granicznej Wojciech Lechowski. W akcji ratunkowej bierze udział Policja, 10 jednostek Straży Pożarnej i 4 jednostki Straży Granicznej, które w nocy, z latarkami przeszukują tereny leśne i bagienne o powierzchni ok. 30 km kw..