Atmosfera na trybunach była typowo piknikowa, mimo że zwarta grupa sympatyków Stalówki bardzo starała się głośno i efektownie dopingować swoich pupili. W porównaniu ze środowym meczem w Łodzi, GKS wystąpił nieco przemeblowany. Od początku zagrali Paweł Sobczak oraz Grzegorz Bonk, po pauzie za nadmiar żółtych kartek wrócił również Szymon Kapias. "Nie wszyscy zawodnicy zregenerowali się fizycznie po ostatnich spotkaniach. Stąd zmiany w składzie." - tłumaczył na pomeczowej konferencji trener Nawałka. Na ławce rezerwowych gości zasiadło natomiast tylko czterech zawodników z pola oraz podstawowy do tej pory bramkarz - Tomasz Wietecha. Stalówka rozpoczęła mecz dość odważnie. Bramce Gorczycy starali się zagrozić napastnicy: Abel Salami i Tomasz Walat, a na skrzydłach aktywni byli Szlęzak z prawej oraz Trela z lewej strony. W pierwszych minutach goście dwukrotnie szukali szansy na gola: najpierw Gorczyca wypiąstkował dośrodkowanie z lewego skrzydła, a chwile później Salami próbował przelobować naszego bramkarza strzałem z 40 metrów - zrobił to jednak niedokładnie. Natomiast pomocnicy GKS-u starali się prostopadłymi podaniami uruchamiać Pawła Sobczaka, ten jednak kilkakrotnie przewracał się po starciach z obrońcami Stali: w 7 minucie po takim zdarzeniu w polu karnym sędzia nie użył jeszcze gwizdka, ale chwilę później przyznał GieKSie rzut wolny z 30 metrów. Do piłki podszedł Kapias i strzelił minimalnie obok słupka. Gospodarze dość szybko wypracowali optyczną przewagę, dłużej utrzymywali się przy piłce, brakowało jednak ostatniego podania. W 14 minucie po niepewnej interwencji bramkarza Stalówki Plewnia nie zdołał trafić do pustej już bramki, a chwilę później ten sam zawodnik znalazł się na minimalnym spalonym. W 19 minucie w środku pola Walat odebrał piłkę Treścińskiemu i popędził na bramkę Gorczycy. Na szczęście Mielnik do spółki z Markowskim skutecznie uniemożliwili oddanie strzału n naszą bramkę. Katowiczanie mimo przewagi nie potrafili zaskoczyć konsekwentnie grającej obrony gości. Efektu nie przynosiły ani rzuty rożne, ani strzały z dystansu, których próbowali Bonk, Plewnia i Iwan. Jak od muru odbijali się nasi napastnicy w indywidualnych rajdach, a dośrodkowania również zdejmowali im sprzed nosa rośli obrońcy. Najlepszej sytuacji nie wykorzystał Łukasz Janoszka, kiedy w ostatniej minucie pierwszej części gry doszedł do dośrodkowania Szymona Kapiasa, z kilku metrów strzelił jednak prosto w bramkarza. Po rzucie rożnym ponownie ten sam zawodnik uderzał głową, ale jego niecelny strzał wywołał jedynie jęk zawodu na trybunach. Po chwili rozległ się gwizdek sędziego Giejsztorowicza, kończący pierwszą odsłonę spotkania. Bez zmian przystąpiły do rywalizacji w drugiej części meczu obie jedenastki. Obraz gry również się nie zmienił: GKS przeważał, ale nie potrafił przypieczętować tego golem, nawet w tak dogodnej sytuacji, jak rzut wolny z 20 metrów: strzał Markowskiego trafił bowiem w mur. W 59 minucie w miejsce Grzegorza Domżalskiego na boisku pojawił się Krzysztof Kaliciak. Nasz napastnik szybko przekonał się o waleczności Stalówki, bo w ciągu minuty dwukrotnie został powalony na ziemię przez przeciwnika. Dwie minuty później za Pawła Sobczaka wszedł Mikulenas, który w swoim pierwszym kontakcie z piłką mógł zaskoczyć Wierzgacza, obrońcy Stali nie pozwolili mu jednak na oddanie strzału. W 64 minucie jedną z nielicznych akcji przeprowadzili goście: po dośrodkowaniu Salamiego piłka toczyła się wzdłuż linii bramkowej, ale wprowadzony chwilę wcześniej Jeżewski nie zdążył dołożyć nogi. W odpowiedzi groźnie strzelał Kaliciak, ale Wierzgacz końcami palców wybił piłkę na róg. Po chwili popularny Kali znowu groźnie uderzał, ale bramkarz, choć z olbrzymimi problemami, zdołał złapać piłkę. Kilka minut później obrońcy zablokowali strzał Mikulenasa, a po rzucie rożnym z szybką kontrą wyszła Stalówka. Na posterunku był na szczęście Jacek Gorczyca, który wygrał pojedynek sam na sam z Krzysztofem Trelą. Udana interwencja bramkarza podziałała jak impuls na naszych piłkarzy. Dwie minuty później Maciorowski faulował Janoszkę, do piłki podszedł Plewnia, a jego dośrodkowanie strzałem głową wykończył Iwan. Choć bramkarz gości miał piłkę na rękach, to nie zdołał jej zatrzymać i w 81 minucie gospodarze cieszyli się z prowadzenia. Do końca spotkania piłkarze GKS-u nie kwapili się już z atakami, długo rozgrywając piłkę. Na uwagę zasługuje jeszcze akcja w doliczonym czasie gry, kiedy w polu karnym przewrócił się Janoszka. Sędzia nie dopatrzył się jednak przewinienia obrońcy i mecz zakończył się skromnym, ale zasłużonym zwycięstwem GKS-u. Zdobyte 3 punkty pozwoliły naszej drużynie opuścić ostatnie miejsce w tabeli. Do końca roku pozostały jeszcze 4 spotkania i liczymy na to, że nasi zawodnicy zanotują jeszcze kilka zwycięstw i będą mogli w spokoju pracować w zimie. Za tydzień czeka nas wyjazd do Czechowic - Dziedzic na mecz z Podbeskidziem i choć Górale będą w tym meczu faworytem, to z nadziejami czekamy na ten pojedynek. Wiadomość pochodzi ze strony oficjalnej Klubu Piłkarskiego GKS Katowice.