Początek spotkania był bardzo nerwowy. Pierwsi emocje opanowali przyjezdni i to oni zaczęli dyktować warunki na parkiecie. Po 10 minutach prowadzili już 4-2. Wynikało to nie tyle z ich dobrej gry, co z serii prostych błędów, jaką zanotowali miejscowi. Sygnał do odrabiania strat dał niezawodny Bartłomiej Pawlak. Bramkarz Stali obronił kilka rzutów gości, a jego koledzy z pola zaczęli gonić wynik. Po kwadransie był już remis. Pawlak wciąż jednak bronił jak w transie, co dawało Stali okazję do spokojnej gry w ataku. Tam szczególnie aktywny był Michał Przybylski, który skutecznie kończył zagrania swoich kolegów. W 20. min. mielczanie prowadzili już 8-5. Goście nadal nie potrafili odnaleźć swojego rytmu. Dużą pracę wykonał w tym czasie Damian Krzysztofik, który na kilka minut zastąpił Dariusza Kubisztala. Młody kołowy skutecznie rozpychał się z dwoma zawodnikami Miedzi, stwarzając swoim kolegom dobre pozycje do rzutów. Ci zaś z dystansu rzadko się mylili. Trener Miedzi co chwila zmieniał bramkarzy, ale na niewiele się to zdało. Sprytne rzuty Sobuta i Kubisztala trafiały do celu. Na przerwę Stal schodziła z czterema trafieniami. Po zmianie stron, na parkiecie panował względny spokój, tzn. miejscowi utrzymywali przewagę kilku bramek. Niestety, nie byliby chyba sobą, gdyby nie zafundowali nerwowej końcówki. Im bliżej końcowej syreny, tym szybciej Miedź niwelowała swoje straty. Gdy na pięć minut przed końcem trafił Basiak i Stal prowadziła 22-19, wydawało się, że nic nie odbierze jej wygranej. A jednak znów stało się nieszczęście. Przyjezdni zwarli szyki w obronie, a gospodarze nie potrafili rzucić choćby jednej bramki. Pomimo tego, powinni byli ten mecz wygrać. Na minutę przed końcem goście przegrywali jedną bramką (21-22) i mieli piłkę. Pół minuty poświęcili na przygotowanie swojej akcji, ale rzut Skrabani obronił Pawlak. Zanim trener Stali poprosił o czas, minęło kolejne 8 sekund. Podczas przerwy szkoleniowiec wytłumaczył swoim podopiecznym co mają robić, by nie stracić jednobramkowej przewagi. Z grubsza chodziło o to, by dograć najlepiej bez oddawania rzutu. Dodatkowo mielczanie mieli ten atut, że sędziowie nie mogli im odgwizdać gry na czas. Na 10 s przed końcem piłka trafiła do Pawła Wilka. Nie wiadomo co podkusiło skrzydłowego Stali, by rzucać i to w dodatku z zerowego kąta. Oczywiście piłka nie trafiła do celu, a goście wyprowadzili błyskawiczną kontrę i przy biernej postawie zaskoczonych mielczan doprowadzili do remisu. Po końcowej syrenie legniczanie całowali mielecki parkiet, a załamani gospodarze zalewali go łzami. Stal Mielec - Miedź Legnica. "Frajerzy, frajerzy". Takimi słowami pożegnali kibice Stali swoich zawodników po sobotnim meczu. Stal - Miedz´22-22 (16-12) STAL: Pawlak - Wilk 1, Mróz 2, Janyst 1, Krzysztofik 1, Przybylski 5, Sobut 4, Mochocki 4, Babicz 1, Kubisztal 2, Basiak 1 MIEDZ´ Kryński, Kiepulski - Ścigaj 4, Kovaliov 2, T. Fabiszewski, Będzikowski, R. Fabiszewski 4, Skrabania 3, Szabat 2, Góreczny 1, Brygier 3, Rosiak 2, Petela 1. Sędziowali: Mirosław Baum (Warszawa), Marek Góralczyk (Świętochłowice). Kary 4 min oraz 2 min. Widzów 600. Piotr Pezdan Bartłomiej Pawlak, bramkarz Stali: - Brak mi słów. Jestem wkurzony na kolegów za ostatnią akcję. Nie wiem po co Paweł Wilk rzucał z tak trudnej pozycji. To kolejny mecz, który przegrywamy we frajerski sposób. Mając kilkubramkową przewagę, zamiast uspokoić grę, my ją trwonimy. Powtórzyła się historia z meczu z Puławami. Niestety, takie jest życie. Musimy się pożegnać z ekstraklasą. Tomasz Fabiszewski, rozgrywający Miedzi: - Wróciliśmy z dalekiej podróży. Tak do końca to nawet nie wierzyłem, że uda nam się wyrównać. Mielczanie mieli wszystkie atuty w ręku: mało czasu do końca, piłkę w swoim posiadaniu. Nie wiem po co ich skrzydłowy zdecydował się rzucać. Skorzystaliśmy z tego prezentu i wreszcie po kilku pechowo przegranych meczach, szczęście się do nas uśmiechnęło. Wciąż mamy szansę na baraż i co ważne, wszystko znów zależy od nas samych. Wygramy z AZS, to przedłużymy szansę na utrzymanie.