Pierwsze minuty spotkania były bardzo wyrównane i pełne walki. Śląsk rozpoczął z dużym animuszem, ale grał dość chaotycznie. Goście bronili się bardzo umiejętnie, spokojnie rozgrywali piłkę i groźnie kontratakowali. W 30. minucie meczu Piotr Ćwielong przedarł się w pole karne gości i zdołał oddać strzał, jednak Maciej Mielcarz nogami wybił piłkę na rzut rożny. Chwilę później piłkę pod polem karnym Widzewa stracił Sebastian Dudek i łodzianie przeprowadzili szybką kontrę. Bruno Pinheiro podał do Miki Dżalamidze, który przebiegł pół boiska, zwodem "położył" Mariana Kelemena i skierował piłkę do siatki. Pięć minut później Dudu Paraiba dośrodkował z rzutu wolnego wprost na głowę Jarosława Bieniuka, który nie miał problemów z podwyższeniem prowadzenia. Po zmianie stron gospodarze zaczęli grać nieco szybciej, ale brakowało im dokładności. Dwukrotnie dobrych okazji nie wykorzystał Johan Voskamp. Podopieczni Radosława Mroczkowskiego ograniczyli się do czyhania na błędy rywali. Na bramkę kontaktową kibice musieli czekać do 65. minuty. Łukasz Madej dośrodkował w pole karne z lewej strony boiska, a pozostawiony bez opieki Sebastian Mila głową pokonał Mielcarza. Od tego momentu zaczęła się zaznaczać coraz wyraźniejsza przewaga Śląska. Na bramkę Widzewa sunął atak za atakiem, ale kończyły się one w większości niecelnymi strzałami. Losy spotkania mogły się rozstrzygnąć w doliczonym czasie gry, ale po dwójkowej akcji gości Grzelczak mając przed sobą tylko bramkarza, uderzył zbyt lekko. W zaciętej końcówce więcej zimnej krwi zachowali łodzianie i to oni po końcowym gwizdku mogli cieszyć się ze zwycięstwa.