W Pomorskim Centrum Traumatologii w Gdańsku (obecnie nosi nazwę Copernicus Podmiot Leczniczy - PAP) w 2010 r. 31-letnia wówczas Christina Hedlund z Malmoe poddała się operacji powiększenia piersi. Po zabiegu zapadła w śpiączkę; do dziś jest w stanie wegetatywnym - nie mówi, jej kontakt ze światem jest bardzo ograniczony. Rodzina poszkodowanej złożyła w gdańskim sądzie pozew cywilny, w którym żąda od szpitala ok. 6 mln zł odszkodowania, zadośćuczynienia i pokrycia kosztów leczenia. Sąd, w ramach zabezpieczenia powództwa, orzekł, że placówka ma wypłacać rodzinie rentę w wysokości ok. 12,5 tys. zł miesięcznie. Szpital odwołał się od tej decyzji, ale skarga ta nie została jeszcze rozpatrzona. We wtorek przed Sądem Okręgowym w Gdańsku, jako kolejny świadek w procesie przeciwko szpitalowi, wystąpił m.in. kierownik szpitalnego oddziału anestezjologii i intensywnej terapii Jarosław Sroka. Lekarz zeznał, że w czasie, gdy doszło do operacji, nie było go w szpitalu, ale dzień później - jako szef wszystkich anestezjologów zatrudnionych w placówce - rozmawiał na temat przebiegu zdarzeń z lekarką anestezjolog, która zajmowała się pacjentką. Powiedział, że usłyszał od lekarki, iż alarm dźwiękowy w aparaturze monitorującej funkcje życiowe pacjentki był albo wyciszony albo w ogóle wyłączony. "Nie pamiętam już dokładnie, ale sądzę, że lekarka powiedziała mi, że był on wyłączony" - powiedział lekarz. Dodał, że zapoznał się też z kartą pacjentki i nie znalazł w niej informacji, jakoby kobieta w przeszłości miała przyjmować leki na epilepsję. Wyjaśnił, że gdyby ta informacja pojawiła się w wywiadzie przeprowadzanym przed operacją, lekarz anestezjolog z pewnością wpisałaby ją do karty. Dodał, że - mając wiedzę o incydentach padaczkowych, lekarz anestezjolog mogłaby skorzystać ze środka, który ma właściwości znieczulające, ale używany jest też w długotrwałych napadach padaczkowych. We wtorek przed sądem zeznawał też chirurg Piotr Weinberger, który w 2010 r. pracował na oddziale chirurgii naczyniowej, na terenie którego po operacji umieszczano tzw. pacjentów komercyjnych, w tym pacjentkę ze Szwecji. Lekarz przyznał, że wyłączanie alarmu dźwiękowego w aparaturze monitorującej funkcje życiowe było dosyć częstą praktyką. Wyjaśnił, że postępowano tak, bo aparatura miała tak ustawione parametry, że włączała się bardzo często, nawet wówczas, gdy z pacjentem nie działo się nic niepokojącego. "Te częste alarmy osłabiały tylko czujność personelu, a poza tym, przeszkadzały innym pacjentom" - powiedział. Zdaniem Weinbergera opieka lekarska nad pacjentami komercyjnymi "nie była do końca dopięta". Powiedział, że zdarzały się sytuacje, gdy pielęgniarki opiekujące się tymi pacjentami skarżyły się na brak na miejscu lekarza. Świadek dodał, że wie, iż prowadzone były nawet rozmowy z dyrekcją szpitala na ten temat. Dyrekcja miała wówczas informować, że opiekę nad pacjentami komercyjnymi sprawuje po operacjach anestezjolog, ale - w opinii chirurga - lekarz ten nie zawsze był dostępny. W listopadzie 2010 r. szwedzkie media poinformowały o przeprowadzonej w sierpniu tamtego roku w PCT operacji, po której obywatelka Szwecji zapadła w śpiączkę. W reportażu narzeczony, który towarzyszył pacjentce w Polsce, mówił, że dopiero po sześciu godzinach od operacji kobieta, która nie mogła się obudzić, została przeniesiona na oddział ratunkowy. Kontrola wojewody pomorskiego wykazała, że PCT nie miała uprawnień do przeprowadzania tego typu operacji plastycznych, w latach 2008-2010 doszło tam do 78 nielegalnych zabiegów. Prokuratura Okręgowa w Gdańsku w związku ze sprawą Szwedki postawiła zarzuty pięciu osobom z PCT: dwóm pielęgniarkom, lekarce anestezjolog, lekarce specjalistce z zakresu chirurgii plastycznej i b. dyrektorowi szpitala.