Po dwóch kolejkach rozgrywek nie bez powodu Arka Nowa Sól jest w ligowym ogonie. W ciągu boiskowych 180 minut, które zespół rozegrał, oddaliśmy zawrotną ilość 13 strzałów na bramkę rywala. 6 z nich było w światło bramki. Łatwo zatem policzyć, że trafiamy w światło bramki rywala średnio co pół godziny. Kiedy dodamy do tej szalonej strzeleckiej dyspozycji pogubienie w defensywie i brak umiejętności logicznego prowadzenia gry, miejsce w tabeli raczej nie dziwi. Kwadrans bez wstrząsów Tydzień temu w Wałbrzychu podopieczni Krzysztofa Pawlaka dostali dwie szybkie bramki, które wyraźnie ustawiły dalszy przebieg meczu. W Świdnicy nowosolanie zaczęli mecz rozważniej. Przez pierwszy kwadrans na boisku oglądaliśmy boiskowe szachy, nie padł żaden strzał na którąkolwiek z bramek, za wyjątkiem akcji z 14. minuty, kiedy Felichowi w strzale przeszkodził w ostatniej chwili Rozynek. Zespoły się wzajemnie "badały", piłka stale krążyła w centrum boiska, co chwilę zmieniał się jej właściciel. Ani jeden, ani drugi zespół nie potrafił znaleźć recepty na znalezienie drogi choćby w okolice pola karnego. Jednak w 16. minucie gospodarze przeprowadzili akcję, która dała im prowadzenie. Prawą stroną boiska zbyt łatwo przedarł się Goździejewski, mocno uderzył, Miszczuk zbił piłkę, która trafiła pod nogi niepilnowanego Józefowicza. Ten strzałem po ziemi w środek bramki uzyskał prowadzenie dla gospodarzy. Potem na kilka minut wrócił wcześniejszy obraz gry. Niestety, świdniczanie zaczęli nasz zespół przemyślnie demontować. Gospodarze ewidentnie przeważali, do końca połowy przeprowadzili sześć groźnych akcji zakończonych strzałami na bramkę. Nasz zespół został praktycznie zamknięty na własnej połowie. Tak naprawdę, w pierwszej połowie Arka zorganizowała raptem jedną, sensowną akcję. W 35 minucie prawą stroną z piłką pociągnął Druciak, wycofał w pole karne na nabiegającego Wierzbickiego, ten jednak uderzył niecelnie. Był to jedyny strzał na bramkę rywala, który nasz zespół oddał w pierwszych 45 minutach meczu. O innych okołobramkowych poczynaniach Arki trudno wspominać, żeby się nad nikim nie zacząć pastwić, bo tylko tak trzeba by określić sytuacje, w których czekano, aż ktoś odbierze nam piłkę albo dośrodkowywano tak, że piłka spod linii końcowej po wrzutce lądowała na 25 metrze przed bramką z rotacją godną figurowych łyżwiarzy... Jednostronnie Początek drugiej połowy był żółty. Najpierw dosyć ostro potraktował rywala Wierzbicki, za co próbował go upomnieć obrońca gospodarzy Piotr Galuś. Obaj dostali po żółtej kartce. Po chwili napastnik gospodarzy ostro potraktował Miszczuka, kartki jednak nie dostał. Kartkę za to po chwili zobaczył Kałużny, który ostro wyciął rywala wślizgiem. W grze zmian nie było. Przeważali gospodarze, Arce udało się uderzyć na bramkę w 56. minucie, jednak strzał Pojnara z dystansu strachu wielkiego nie poczynił. W 59. minucie goście podwyższyli wynik. Goździejewski świetnie wykorzystał fakt, że Miszczuk miał mocne słońce prosto w oczy, posłał podwieszoną piłkę w okolice długiego słupka bramki i ta wpadła do siatki. Dwie minuty później ten sam zawodnik znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem, Miszczuk jednak nie dał się oszukać. W ciągu kolejnych pięciu minut gospodarze przeprowadzili trzy groźne akcje zakończone strzałami. Jedyną odpowiedzią Arki w tej części gry był strzał Szeląga nad bramką po zamieszaniu w polu karnym Polonii/Sparty. Jednak na jedną akcję Arki przypadały trzy akcje rywala. W 90. minucie meczu gospodarze pozwolili nowosolanom rozegrać jedną składną akcję zakończoną celnym strzałem, dośrodkowanie Wierzbickiego wykończył głową Druciak, strzelił jednak wprost w ręce bramkarza. Co się dzieje? Dwa mecze, brak punktów, fatalna gra, dół tabeli. Choć przed sezonem wydawało się, że będzie przyzwoicie, jest poniżej krytyki. Jak wytłumaczyć fatalną postawę zespołu w dwóch pierwszych meczach? Z 16 strzałów oddanych w dwóch meczach na naszą bramkę, aż pięć wpadło do siatki. Można by się doszukiwać winy bramkarza, bo to niewysoka średnia obronionych piłek. Warto jednak pamiętać, że to nie tylko bramkarz broni wyniku. Cztery ze straconych bramek może śmiało pójść na konto defensywy. Trzy gole w Wałbrzychu: pierwszy - rywal wziął na plecy obrońcę, obrócił się strzelił, drugi gol - błąd w kryciu przy rzucie rożnym, trzeci - złe ustawienie w linii, prostopadła piłka, akcja sam na sam. Pierwszy gol w Świdnicy - łatwe przejście Goździejewskiego, strzał i... dobita piłka do siatki. Kilkakrotnie zdarzyło się tak, że Miszczuk piłki zbijał, fakt, w pole karne, trafiały one pod nogi przeciwnika, ale tylko dlatego, że obrońcy Arki, na ułamek sekundy odpuszczali krycie. Gdyby do końca byli przy zawodniku, nie zawsze dobitki doszłyby do skutku. Dodatkowo, czasem defensywa Arki przypomina wichurę w lesie, po prostu defensorzy walą się jak kłody. Okropna lipa panuje w pomocy. Pojnar wydaje się zbyt asekuracyjny, zbyt defensywny, a ma za sobą dwóch stoperów. Jest defensywny, dobrze, ale w ofensywie nie mamy w środku kopa. Drugi środkowy, Kałużny, nie organizuje gry zespołu. Szarpie jedynie z lewej strony Wierzbicki, ale często, kiedy ma piłkę, nie ma z kim pograć, gna pod pole karne i kończy z dwoma albo i trzema rywalami na plecach. Z prawej strony gra nowy zawodnik, Kamiński, ale wyraźnie ma problemy ze znalezieniem się w rzeczywistości meczowej, zarówno wtedy, kiedy ma piłkę jak i w grze bez piłki. Z przodu straszy jedynie Druciak, Rośmiarek jest bardzo mało widoczny, na ponad 150 minut, które spędził na boisku, oddał jeden strzał. Ale z drugiej strony, nie ma z czego uderzać. Dodatkowa bolączka to przesuwanie się formacji na boisku. Do przodu, jeśli już idzie większa ilość zespołu, to w niezsynchronizowany sposób, zachowawczo, z zabezpieczeniem sobie ewentualnego odwrotu, co więcej, w taki sposób, że ma się wrażenie, że nikt nie chce otrzymać piłki, nikt ruchem na boisku nie pokazuje, że o nią prosi, że chce coś zrobić. A kiedy rywal łapie nas w kontrę, wygląda to jeszcze tragiczniej, wracamy z oporem, z wysiłkiem. Wydaje się, że nie działa w zespole jakaś współodpowiedzialność za wynik, każdy chce mieć czyste papcie na swojej pozycji, a reszta może jakoś samo wyjdzie. Niestety, nie wychodzi. Fakt. Arka grała z dobrymi zespołami, ale nawet nie potrafiła rywali postraszyć, ani grą, ani fizycznie, ani walką. Dotychczas rywale Arkę po prostu tłamsili. Nasza grupa gra mecze w środę. W tej kolejce Arka miała grać planowo w Nowej Soli z Promieniem Żary. Mecz został przełożony na 16. września. Kolejny mecz Arka rozegra w sobotę w Świebodzinie. Polonia/Sparta Świdnica - Arka Nowa Sól 2:0 (1:0) Bramki: Józefowicz 16', Goździejewski 59'. ARKA: Miszczuk - Ilnicki, Rozynek, Szeląg, Walter - Kamiński (46' Wesołowski), Pojnar, Kałużny, Wierzbicki - Druciak, Rośmiarek (67' Stachów). Sędziował Marek Kotlarz (Legnica) Marek Grzelka