Urzędnicy z Ratusza nie kryli zaskoczenia wizytą agentów. - Chyba ktoś wprowadził ich w błąd, bo na taką kontrolę jest stanowczo za wcześnie - mówi dyrektor biura polityki zdrowotnej Elżbieta Wierzchowska. - Nie mamy jeszcze działki, na której ma stanąć szpital. Dlatego nie mogłam pokazać im żadnych dokumentów - dodaje. Niespodziewana wizyta w Ratuszu stała się przyczyną spekulacji, że to nic innego, jak szukanie przedwyborczych kwitów - pisze dziennik. - Rozumiem, że zajmuje się kontrolą wydatkowania pieniędzy publicznych, ale w momencie, kiedy inwestycja jest realizowana. A przed rozpoczęciem prac jest co najmniej dziwna - przyznaje Jarosław Jóźwiak z gabinetu prezydent Warszawy. - Skoro tak interesuje ich wydawanie pieniędzy, to dlaczego nie kontrolują przetargu np. na drugą linię metra, który wart jest trzy mld zł - dodaje. Jego zdaniem, działania służb mogą zastraszyć pracowników Ratusza. - Urzędnicy w obawie przed wizytą ABW niechętnie będą teraz podejmowali decyzje o planowanych inwestycjach - mówi. ABW zaprzecza, jakoby wizyta w Ratuszu miała podtekst polityczny. - Działaliśmy zgodnie z prawem i apolitycznie - zaznacza rzecznik ABW Magdalena Stańczyk. Jak dowiedziało się "Życie Warszawy", funkcjonariusze mieli zweryfikować informacje prasowe na temat budowy dwóch szpitali (Południowego i Wschodniego). Łączny koszt ich budowy szacuje się na ok. 500 mln zł. - Wizyta miała charakter rutynowy. Nie wiązała się z żadnymi działaniami operacyjnymi czy śledczymi - zaznacza Stańczyk. - Funkcjonariusze nie żądali wydania żadnych rzeczy czy dokumentów, ograniczyli się do rozmowy - podkreśla. ABW tłumaczy, że musi realizować swoje zadania, nawet w okresie przedwyborczym. - Niemożliwa jest sytuacja, by na czas kampanii służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo państwa odstąpiły od działań - podsumowuje w rozmowie z gazetą Stańczyk.