Jak udało nam się dowiedzieć, klub z ul. Hetmańskiej zawiesił w prawach zawodników kolejnych piłkarzy. Tym razem na cenzurowaną listę trafili wszyscy Nigeryjczycy oraz Ghanijczyk Lee Quaye. - Potwierdzam fakt zawieszenia wspomnianych zawodników. Wszyscy mają z nami podpisane kontrakty, tymczasem nie pojawili się na treningach. Nie uzyskali też zgody na udział w zajęciach innych zespołów - stwierdził wiceprezes sekcji Jan Lech. Zawieszenie to niejedyne obostrzenie, jakie spotka piłkarzy rodem z Nigerii. - Nasz klub nie przedłużył z nimi umów o pracę. To oznacza, że zawodnicy nie mają w tej chwili ważnego ubezpieczenia. W wypadku kontuzji czy jakiegoś wypadku losowego zostaną na lodzie. Bo wątpię, by kluby z którymi teraz "flirtują", opłaciły koszta ich ewentualnego leczenia. Piłkarze muszą się też liczyć z utratą pozwolenia na pobyt i pracę w naszym kraju. Stal wystąpi o ich anulowanie do odpowiednich organów. Ponadto nasz klub domagać się będzie od Nigeryjczyków zwolnienia mieszkań, za których wynajem my płacimy - tłumaczył działacz Stali. Rzeszowscy działacze nie zamierzają poprzestać na obostrzeniach wobec piłkarzy. Będą też dążyć do ukarania klubów, które "podbierają" im zawodników, zawiadamiając PZPN o tych praktykach. Działacz Stali zaznaczył jednak, że nie chodzi o to, by komuś łamać karierę. - Liczymy na opamiętanie tych chłopaków, a w szczególności ich menedżera oraz klubów, które chcą ich zatrudnić. Wszystko można załatwić w cywilizowany sposób. My przez kilka tygodni rozmawialiśmy z prezesem Stali Sanok na temat pozyskania Marcina Borowczyka. W tym czasie zawodnik jednak nie pojawił się u nas na treningach. Podobnie miała się rzecz z Łukaszem Tyrawskim i Robertem Kuroszem. Dopiero jak Żurawianka dała zgodę, piłkarze do nas przyjechali. To jest Polska, a nie Bangladesz. Porządek musi być - zakończył wiceprezes Lech. p