Lekarz Sławomir Ś. został oskarżony o narażenie pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne spowodowanie jego śmierci w związku z wydarzeniami, które miały miejsce 18 marca 2019 r. Sprawę śmierci 39-letniego Krzysztofa nagłośnili w mediach społecznościowych jego bliscy. Jak relacjonowali, mężczyzna miał opuchniętą i siną nogę od kolana w dół. Został skierowany do szpitala przy ul. Zegadłowicza w trybie pilnym przez lekarza rodzinnego, który uznał, że wszystko wskazuje na zator zagrażający życiu. Bliscy informowali, że personel szpitala długo nie reagował właściwie na cierpienie pacjenta, którego stan się pogarszał ani na skargi jego najbliższych. Proszeni o pomoc lekarze mieli ograniczać się jedynie do zdawkowych pytań. Profesjonalną pomoc mężczyzna miał otrzymać po upływie około dziewięciu godzin, kiedy już konał. Mężczyzna miał być kilkakrotnie reanimowany, jednak zmarł ok. godz. 22. Prokuratura oskarżyła Ś. o to, że mając świadomość ciążących na nim obowiązków opieki nad pacjentem, który znajdował się w stanie bezpośredniego niebezpieczeństwa utraty życia zaniechał niezwłocznego wdrożenia należnych procedur diagnostycznych i leczniczych. Nie tylko kara pozbawienia wolności. Lekarz słono zapłaci Choć stan kliniczny pacjenta wskazywał początkowo na ciężką postać choroby zakrzepowo-zatorowej, lekarz miał stosowne wyniki badań wskazujących na stan zapalny organizmu o etiologii bakteryjnej ze źródłem infekcji w lewym podudziu. W takiej sytuacji powinien był pobrać posiew z treści w pęcherzach skórnych i krwi, podać antybiotyki i rozważyć interwencję chirurgiczną, aby usunąć martwicze tkanki, z równoczesnym rozpoczęciem płynoterapii i założeniem cewnika, a także ściśle monitorować parametry życiowe chorego - wskazywali biegli. Sąd podzielił stanowisko oskarżenia, że lekarz nieumyślnie spowodował śmierć Krzysztofa S., nie zachowując ostrożności wymaganej w zaistniałych okolicznościach. Z uwagi na doświadczenie zawodowe mógł przewidzieć negatywne dla życia tego pacjenta następstwa chorobowe - rozwinięcie wstrząsu septycznego, który był przyczyną jego zgonu - uznał sąd. Poza karą pozbawienia wolności w zawieszeniu oskarżony ma zakaz wykonywania zawodu lekarza przez rok, ma też bliskim zmarłego wypłacić zadośćuczynienia i pokryć koszty wydatków związanych z procesem - w sumie kilkadziesiąt tysięcy złotych. Bez przesłuchań świadków W ustnym uzasadnieniu orzeczenie sędzia Marcin Chorbak zaznaczył, że choć z powodu pandemii sąd zaniechał przesłuchania większości świadków, poprzestając na wcześniej złożonych zeznaniach, to jednak postępowanie w pełni potwierdziło zasadność zarzutu stawianego oskarżonemu. Sędzia zaznaczył, że zeznania świadków, które znajdują się w aktach i których nie było trzeba przesłuchać z uwagi na specyfikę tej sprawy w powiązaniu z kluczowym dowodem - w postaci opinii biegłych "wskazują na to, iż ten pacjent nie spotkał się z taką opieką, z jaką powinien się spotkać, przychodząc, jeszcze o własnych siłach, do placówki służby zdrowia, która pomimo złej sytuacji kadrowej, niedomagań znanych chyba każdemu, kto zetknął się w publiczną służbą zdrowia, nie stanęła na wysokości zadania". Po śmierci pacjenta kierownictwo szpitala poinformowało, że lekarz prowadzący 39-letniego pacjenta został odsunięty od obowiązków do czasu wyjaśnienia sprawy. Prezes szpitala kilkakrotnie wyrażał wyrazy współczucia i żalu z powodu tego, co się stało.