39-letni Andrzej D. podczas koncertu zajmował się realizacją dźwięku. - Samego wtargnięcia na scenę napastnika nie widziałem. Kiedy opadł dym, zauważyłem, że mężczyzna ten wyrywa mikrofon konferansjerowi i że trzyma nóż. Na scenie była masa ludzi, ok. 30-35 osób. Byli sparaliżowani tym, co się stało. Postanowiłem zareagować, aby zabrać temu człowiekowi mikrofon i usunąć go ze sceny. Praktycznie sam się poddał, położył się na ziemię i wyrzucił nóż. Ja ukląkłem na nim, przytrzymywałem kolanem i poprosiłem o pomoc ochroniarzy - mówił w sądzie i podczas śledztwa akustyk. Świadek dodał, że po chwili trzech pracowników ochrony zajęło się zatrzymaniem zamachowca, a on przez mikrofon wezwał karetkę pogotowia do udzielenia pomocy zaatakowanemu prezydentowi Gdańska. "Mamo, ten pan ma noż" 38-letnia Joanna P. była na koncercie z małoletnim córkami. Stały bardzo blisko na wprost sceny. - Filmowałam koncert na telefonie. Nie widziałem ugodzenia nożem prezydenta, córka nagle chwyciła mnie za rękę i powiedziała: "Mamo, ten pan ma nóż" - zeznała w sądzie. - Ten mężczyzna był wysoki i szczupły, miał ok. 35 lat. Wcześniej, za moimi plecami podczas koncertu bawił się człowiek, który przypominał mi tego sprawcę ze sceny. Ja nie przyglądałam się jego twarzy i nie odwracałam się zbyt często w jego stronę. Miał charakterystyczne, szersze, pełne usta i szczupłą twarz. Dziwnie się zachowywał. Z nikim nie rozmawiał, sam się bawił. Wykonywał ruch hitlerowski ręką, wykrzykiwał cały czas to samo hasło z dwóch wyrazów, ale nie wiem, co dokładnie krzyczał. Jeden z młodych pracowników ochrony prosił mężczyznę, żeby ten się uspokoił. Zachowywał się tak do koncertu zespołu Blue Café, a potem zniknął - mówiła w trakcie śledztwa Joanna P. "Adamowicz kiwnął głową" 43-letni Piotr J., który pracował przy organizacji koncertu, zeznał w sądzie, że nagle zobaczył, iż "jakby ktoś popychał" prezydenta Gdańska. - Ten człowiek zaczął coś krzyczeć do ludzi i dopiero wtedy zauważyłem, że trzyma w ręku nóż. Wybiegłem zawołać ochronę. Kiedy wróciłem, zapytałem prezydenta, czy dobrze się czuje. Kiwnął głową, że tak. Ale to nie wyglądało za dobrze. Siedział na podeście lekko skulony - mówił podczas śledztwa Piotr J. "Nagle przestano grać muzykę" W sądzie jako świadek zeznawał też m.in. policjant Bartosz W., który wraz z kolegą miał wówczas patrol w okolicy miejsca koncertu finałowego WOŚP. - Nagle usłyszeliśmy, że przestano grać muzykę, co nas zaniepokoiło. Usłyszeliśmy też sygnał karetki pogotowia. Podchodząc w okolice sceny, zauważyliśmy ochroniarzy, którzy prowadzą jakiegoś mężczyznę. Powiedzieli nam, że to on ugodził nożem prezydenta Gdańska. Mówili, że kiedy mężczyzna próbował się wyrwać, to użyli wobec niego ręcznego miotacza pieprzu. Wówczas przewrócił się na chodnik i doznał obrażeń nosa i policzka - mówił w sądzie i podczas śledztwa funkcjonariusz policji. Zobacz także: Druga rocznica śmierci Pawła Adamowicza. Magdalena Adamowicz zabrała głos w Gdańsku Siedem osób na ławie oskarżonych Akt oskarżenia objął dwie osoby z Regionalnego Centrum Wolontariatu z siedzibą w Gdańsku, które reprezentowały organizatora w sprawach zabezpieczenia imprezy i które - zgodnie z opinią biegłego - nie dopełniły swoich obowiązków w zakresie właściwego zapewnienia bezpieczeństwa osobom będącym na imprezie. Zarzucono im narażenie uczestników imprezy na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Podobny zarzut postawiono dwóm osobom zarządzającym Agencją Ochrony "Tajfun", tj. właścicielowi agencji oraz dyrektorowi ds. ochrony i BHP. Urzędnikowi Zarządu Dróg i Zieleni w Gdańsku, który wydał decyzję zezwalającą na organizację imprezy, pomimo uchybień w złożonym wniosku, oraz dwóm funkcjonariuszom policji, którzy wydali w tym zakresie pozytywną opinię - zarzucono niedopełnienie obowiązków służbowych i narażenie uczestników imprezy na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz 13 stycznia 2019 r. został ciężko raniony nożem przez 27-letniego Stefana W. podczas miejskiego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy na Targu Węglowym. Samorządowiec w bardzo ciężkim stanie trafił do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego, gdzie zmarł następnego dnia. Na nagraniach pokazujących zdarzenie widać, jak napastnik przebiegł przez podest i zadał mu kilka ciosów nożem. Po zamachu mężczyzna podnosił w górę ręce w geście zwycięstwa. Zanim został zatrzymany, chodził po scenie. "Halo, halo. Nazywam się Stefan W., siedziałem niewinnie w więzieniu, Platforma Obywatelska mnie torturowała, dlatego właśnie zginął Adamowicz" - krzyczał ze sceny. Adamowicz był prezydentem Gdańska od 1998 r. Miał 53 lata.