40-letni mężczyzna w miniony wtorek, zamiast odwieźć dziecko do przedszkola, pojechał bezpośrednio na parking, zostawił córkę w samochodzie i poszedł do pracy. Po jej zakończeniu, kiedy otworzył drzwi auta, żeby pojechać do domu, zorientował się, że dziecko pozostało w środku. Próby reanimacji i interwencja wezwanego pogotowia nie dały rezultatu. Prokurator Sławik poinformował o przebiegu przesłuchania 40-latka, któremu postawiono zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci córki. Grozi za to do 5 lat pozbawienia wolności. "Trzeba podkreślić, że nie szuka żadnego usprawiedliwienia i ma bardzo duże, ogromne poczucie winy z powodu tego, co się wydarzyło" - powiedział podczas poniedziałkowej konferencji prasowej w Rybniku prok. Sławik. "Opisał szczegółowo, co się wydarzyło tego dnia, jakie miał zamiary i co robił. Miał zawieźć dziecko do przedszkola, jak wielokrotnie wcześnie to czynił, i odebrać po pracy. Absolutnie nie potrafi wyjaśnić, nie wie, dlaczego nie skręcił w stronę przedszkola, a zjechał bezpośrednio na parking" - mówił prokurator. Wobec mężczyzny nie zastosowano żadnych środków zapobiegawczych. "Nie wnioskowaliśmy o nie uznając, że nie zachodzi obawa utrudniania śledztwa ze strony podejrzanego" - wyjaśnił prok. Sławik. "Na obecnym etapie postępowania wszystko wskazuje na to, że to rodzinna tragedia" - zaznaczył. Prok. Sławik poinformował, że prokuratura planuje jeszcze przesłuchania najbliższej rodziny zmarłej dziewczynki: matki i dziadków. Odbędą się one w tym tygodniu lub przyszłym, zależnie od stanu tych osób. Wstępne wyniki sekcji zwłok dziewczynki wskazały, że przyczyną zgonu był udar cieplny spowodowany przegrzaniem organizmu na skutek działania wysokiej temperatury w samochodzie. Szczegółowe wyniki sekcji będą prawdopodobnie znane za kilkanaście dni.