Stowarzyszenie - jak powiedział w poniedziałek jego przedstawiciel, Andrzej Roczniok - zamierza wkrótce wystąpić do IPN o ponowne wszczęcie śledztwa. Powinno ono, według Rocznioka, uwzględnić nie tylko sam problem deportacji i przestępstwa polegające na pozbawieniu wolności, ale także przestępstwa dokonane na Ślązakach w trakcie wywózek do ZSRR i powrotu z nich, których nie objęto dotąd dochodzeniami. Szefowa pionu śledczego katowickiego IPN, prok. Ewa Koj, nie zgadza się z zarzutem, że Instytut nie badał przestępstw - morderstw, pobić, gwałtów - dokonywanych na Ślązakach w trakcie wywózek. - Mimo trwającego kilka lat śledztwa i przesłuchania wielu świadków nie udało się udokumentować ani jednego pojedynczego przypadku dokonanej podczas wywózek zbrodni, którą można byłoby przypisać konkretnemu sprawcy. Świadkowie opisywali takie przypadki, ale nie byli w stanie wskazać sprawców - powiedziała w poniedziałek prok. Koj. Dodała, że jeżeli do IPN zgłosi się świadek, mający konkretną wiedzę w tym zakresie, zostanie przesłuchany, mimo iż śledztwo jest umorzone. Jego zeznania byłyby podstawą do wznowienia postępowania. Jednak bez takich dowodów - zdaniem prok. Koj - podejmowanie na nowo śledztwa byłoby bezcelowe, tym bardziej, że poruszane przez stowarzyszenie sprawy były już badane. taką argumentacją nie zgadza się Roczniok. Jego zdaniem, fakt, że nie da się wskazać indywidualnych sprawców konkretnych zbrodni, nie zwalnia śledczych od zbadania postawy instytucji i osób w Polsce, które dały przyzwolenie na dokonywanie przestępstw na Ślązakach. - Te osoby były wywożone z terytorium Polski. Ktoś wydał na to pozwolenie, ktoś to nadzorował. Nie wszystko da się przypisać NKWD. Dotyczy to nie tylko deportacji, ale i powrotów na Śląsk, już w końcu lat 40. Ślązacy wracali jako wolni ludzie, a po przekroczeni granic Polski byli pakowani do wagonów, byli bici, trafiali do obozów. Ktoś podjął taką decyzję, ktoś ją wykonywał - powiedział Roczniok. Decyzja o umorzeniu postępowania w sprawie deportacji Ślązaków zapadła w połowie ubiegłego roku. Śledztwo umorzono m.in. dlatego, że sprawcy przestępstwa, członkowie Państwowego Komitetu Obrony (PKO) ZSRR, w tym m.in. Stalin, Beria, Malenkow i Mołotow, nie żyją. IPN uznał, że deportacja co najmniej 14.414 mieszkańców Śląska od stycznia do kwietnia 1945 była zbrodnią komunistyczną i zbrodnią przeciw ludzkości, połączoną ze szczególnym udręczeniem. Na podstawie decyzji PKO ZSRR, zbrodni tej dokonali żołnierze NKWD, których tożsamości nie da się dziś ustalić. Prok. Koj przypomniała, że IPN starał się szeroko rozpropagować informację o umorzeniu postępowania, aby wszyscy zainteresowani mogli zaskarżyć tę decyzję i wnieść do sprawy ewentualne nowe dowody. Jednak nikt - także członkowie stowarzyszenia, którzy występowali w tym śledztwie jako pokrzywdzeni nie skorzystał z tej możliwości. Prokurator przypomniała, że w szczególnych przypadkach, nawet teraz, możliwe jest przedłużenie terminu składania zażalenia. Pokrzywdzeni i ich rodziny mają więc prawo zaskarżyć decyzję IPN do sądu. - Chętnie poddamy się w tej sprawie sądowej weryfikacji. Wymaga to jednak inicjatywy pokrzywdzonych - powiedziała prok. Koj. Według Rocznioka, pokrzywdzeni nie zaskarżali decyzji o umorzeniu śledztwa głównie dlatego, że to w większości wiekowi, schorowani ludzie, zagubieni w gąszczu procedur prawnych. W nowym postępowaniu miałoby ich reprezentować stowarzyszenie. - W tej sprawie chodzi po prostu o ujawnienie prawdy, jednoznaczne wskazanie winy i przeprosiny. Postępowanie IPN może dać podstawy do tego, aby państwo polskie przeprosiło dotkniętych tymi zbrodniami i ich rodziny. Tych, którzy mogliby otrzymać ewentualne odszkodowania, została już tylko garstka - powiedział Roczniok. Pierwsze śledztwo w sprawie deportacji ok. 10 tys. mieszkańców Śląska (Górnego i Opolskiego) wszczęto w 1991 roku. Osiem lat później postępowanie zostało zawieszone, a w listopadzie 2000 roku wznowione przez katowicki IPN. Śledczy analizowali m.in. materiały archiwalne, także rosyjskie, znajdujące się w Centralnym Archiwum Wojskowym w Warszawie oraz przekazane przez stronę rosyjską na prośbę IPN. Przesłuchano 253 osoby, w tym samych deportowanych i członków ich rodzin. Z chwilą wkroczenia Armii Czerwonej na ziemie należące przed wojną do Niemiec - Górny Śląsk i Prusy Wschodnie - PKO ZSRR wydał postanowienie o wywózce z tych terenów wszystkich mężczyzn zdolnych do pracy i noszenia broni. Autochtoni zostali przez władze radzieckie uznani za "element germański". Wywózki dotknęły przede wszystkim mieszkańców tej części Śląska, która przed wojną znajdowała się w granicach Niemiec. Rodziny deportowanych były często nieświadome losu swoich najbliższych, niejednokrotnie także pozbawione środków do życia. Rosnąca fala interwencji ze strony rodzin oraz zakładów pracy i organizacji społeczno-politycznych sprawiły, że komunistyczne władze woj. śląskiego podjęły starania o powrót deportowanych. Powroty rozpoczęły się latem 1945 r. i trwały aż do początku 1950 r. Część z wywiezionych nie powróciła. Ich liczba jest trudna do oszacowania; mogło być ich nawet kilka tysięcy.