Rokicki, srebrny medalista z Aten, jechał na Igrzyska Paraolimpijskie w Pekinie w znakomitej formie i w bojowym nastawieniu. - Jadę po medal, najlepiej złoty - przekonywał 34-letni cieszyniak. Zdawał sobie jednak sprawę, że również konkurencja zrobiła w ostatnich latach ogromne postępy, a w dodatku na jego niekorzyść zmieniły się przepisy w pchnięciu kulą, dlatego żadnego z rywali nie lekceważył. Początkowo Rokicki miał startować w piątek. Z nieznanych przyczyn zawody w pchnięciu kulą przesunięto jednak na poniedziałek (finał odbył się we wtorek ok. godz. 3.00 czasu polskiego). Rokicki wystartował świetnie. Dwukrotnie poprawiał rekord życiowy. Już w pierwszej rundzie niepełnosprawny kulomiot uzyskał wynik 15,26 m poprawiając swój rekord o 4 cm. W piątej rundzie pchnął jeszcze o 3 cm dalej. Niestety, nie wystarczyło to, aby wywalczyć podium. Rywalizację wygrał odwieczny rywal Polaka, złoty medalista z Aten Alexey Ashapatov. Ten sportowiec z Nowosybirska, nazywany pogromcą niedźwiedzi (nogę stracił podczas pokazów walk z tymi niebezpiecznymi zwierzętami) był poza zasięgiem Rokickiego. Po raz kolejny poprawił swój rekord świata - tym razem z 15,75 na 16,03 m. Rokicki byłby drugi, gdyby nie zmiana systemu przeliczenia punktów i dokoptowania do jego kategorii innej grupy inwalidzkiej. Skończyło się na tym, że lepsi od cieszyniaka byli... słabsi zawodnicy. Drugi Jordańczyk Jamil Elshebli pchnął kulę najdalej na 14,28 m, a brązowy medalista Grek Anastasios Tsiou osiągnął zaledwie 13,72 m. - System przeliczania punktów na paraolimpiadzie jest tak skomplikowany, że nawet my się w nim gubimy - mówił przed wyjazdem do Pekinu trener Rokickiego Zbigniew Gryżboń. Rokicki wraca z Pekinu 19 września. WOJCIECH TRZCIONKA