Świnoujście to jeden z najbardziej malowniczych zakątków Polski. Nadmorski kurort skupia czterdzieści cztery wyspy, z których największa to Uznam. Na niej właśnie, za drzewami parku zdrojowego skrywa się kameralny stadion miejski, który w niedzielne południe odwiedziła skromna grupa nieco ponad trzystu osób. Stal to nie Lech Poznań i tłumów na stadiony nie przyciąga a pogoda była wyjątkowo nieprzychylna. Ulewny deszcz zamienił murawę w grzęzawisko i obie jedenastki miały utrudnione zadanie. Piłka często płatała piłkarzom psikusy ale nie każdy potrafił to wykorzystać. Ot choćby Paweł Olszewski stojący sam przed bramką gospodarzy dostał prezent w postaci piłki, która zatrzymała mu się w kałuży przed samym nosem. Pomocnik Stali mógł zamknąć oczy, zapytać bramkarza, w który chce dostać róg i strzelić, ale zamiast tego podał ją prosto w ręce golkiperowi . Niewykorzystane sytuacje się mszczą i niedługo później Stal zamiast cieszyć się z prowadzenia musiała szukać szansy na wyrównanie. Tych nie brakowało, bo po zmianie stron gospodarze cofnęli się i stalowowolanie nadawali rytm gry. Przed bramką Floty raz po raz dochodziło do groźnych spięć. Swoje okazje mieli Abel Salami, Jurij Michalczuk, Adam Łagiweka i Marek Drozd. W każdym jednak z przypadków bezbłędny w swoich interwencjach był Sergiusz Prusak. Bramkarz Floty, który w Świnoujściu gra od 2000 roku. I robi to wyjątkowo dobrze. A w sobotę po raz kolejny został mężem opatrznościowym swojej drużyny. Piotr Pyrkosz ze Świnoujścia Trenerski dwugłos Petr Nemec, trener Floty: W środę w Łęcznej zagraliśmy widowiskowo, ale tylko zremisowaliśmy. Dziś graliśmy słabiej, ale za to wygraliśmy. W drugiej połowie za bardzo się cofnęliśmy, dlatego pod naszą bramką robiło się gorąco. Na szczęście możemy być zadowoleni z trzech punktów. Przemysław Cecherz, trener Stali: W pierwszej połowie zamiast wykorzystać doskonałą okazję straciliśmy gola. W drugiej musieliśmy gonić wynik. Były trzy cztery doskonałe sytuacje, ale pozostały niewykorzystane i znowu wracamy do domu na tarczy.