Choma podkreśla, że mimo podpisania zobowiązania, nigdy nie podjął współpracy ze służbami PRL, a tym samym nikogo nie skrzywdził. Wyjaśnia, że do podpisania zmusiły go okoliczności i pogróżki ze strony SB, których spełnienie było realne i mogło narazić jego oraz najbliższą rodzinę na poważne konsekwencje. - Był to manewr mający chronić mnie i rodzinę przed szykanami SB, który zresztą okazał się skuteczny - tak o podpisaniu zobowiązania mówił Choma. Według prezydenta Przemyśla, sprawa zaczęła się zimą 1983 r., gdy był studentem, od rewizji przeprowadzonej w jego pokoju w akademiku. Znaleziono wówczas u niego flagę z orłem w koronie, popiersie Józefa Piłsudskiego i plakietkę "Solidarności". - Wezwano mnie do SB i powiedziano, że jeśli nie podpiszę formularza zobowiązującego do współpracy, to zostanę relegowany z uczelni, a moi rodzice stracą pracę. Już jako licealista, a następnie student, byłem uznawany za opozycjonistę. Z tego powodu wielokrotnie mnie zastraszono. Nieraz oberwałem pałą - relacjonował Choma. Jak dodał, podpisując zobowiązanie o współpracy, z góry zakładał, że nigdy jej nie podejmie. Wysłał nawet pismo do SB, w którym zaznaczył, że współpraca z tą formacją nie zgadza się z wyznawanym przez niego systemem wartości. - Przewód sądowy na pewno potwierdzi, że udało mi się uniknąć współpracy z SB. Tym bardziej, że w esbeckich zapiskach wyraźnie widnieje, iż okazałem się nieprzydatny dla działalności operacyjnej - podkreślił Choma. Na przemyskiej miejskiej stronie internetowej zamieszczono list czterech kolegów Chomy z lat studenckich, z którymi mieszkał w akademiku. Potwierdzają oni, że Choma zobowiązanie podpisał pod presją SB i nigdy nie podjął współpracy. Szef przemyskiego PiS Bogusław Zaleszczyk o wykluczeniu Chomy z szeregów tej partii mówi: "są na to stosowne paragrafy". Pogłoski o współpracy ze służbami specjalnymi PRL obecnego prezydenta Przemyśla pojawiły się w listopadzie 2006 r. Choma nie przyznał się wtedy do podpisania zobowiązania, zasłaniał się niepamięcią. Przyznał się dopiero niedawno. Choma nie zamierza zrezygnować z mandatu prezydenta Przemyśla. - Gdybym teraz zrezygnował z funkcji prezydenta Przemyśla, byłoby to przyznanie się do winy. A przecież samo zobowiązanie do współpracy nie ma nic wspólnego ze współpracą - zaznaczył.