Selekcjoner Franciszek Smuda w porównaniu do sobotniego meczu z Ukrainą (1:1) dokonał trzech zmian w podstawowym składzie. W bramce po raz od pierwszej minuty wystąpił Przemysław Tytoń z holenderskiej Rody Kerkrade; w ataku Ireneusza Jelenia miał wspierać Robert Lewandowski, a szansę debiutu w drużynie narodowej otrzymał Dariusz Pietrasiak z Polonii Warszawa, który na nietypowej dla siebie pozycji defensywnego pomocnika wyraźnie nie czuł się najlepiej. Zgodnie z filozofią Smudy, biało-czerwoni mieli grać ofensywnie, atakować i pressingiem próbować jak najszybciej odebrać piłkę rywalom. I od pierwszego gwizdka sędziego starali się te założenia realizować. Aktywna była zwłaszcza grająca po prawej stronie para z Borussii Dortmund Łukasz Piszczek i Jakub Błaszczykowski, ruchliwa para napastników, ale atakom Polaków brakowało wykończenia. W pierwszej połowie oczekiwany skutek przyniosła tylko akcja z 18. minuty, kiedy po zagraniu Sebastiana Boenischa Lewandowski sprytnym strzałem pokonał Adama Federiciego. Powinien to uczynić także w 34. minucie, kiedy sędzia podyktował rzut karny, uznając, że Jon McKain sfaulował Błaszczykowskiego, jednak tym razem górą był australijski bramkarz. Chwilę później w dogodnej sytuacji znalazł się Sławomir Peszko, lecz fatalnie spudłował potwierdzając, że jesienią jest daleki od wysokiej formy. Gdyby trafił, wyrównałby na 2:2, gdyż wcześniej goście dwukrotnie zaskoczyli niemrawą polską defensywę. W 13. minucie ich pierwszy atak przyniósł gola po tym, jak Brett Holman ograł Boenischa i płaskim strzałem pokonał Tytonia; w 26. Luke Wilkshire wykorzystał jedenastkę za faul Michała Żewłakowa (99. mecz w kadrze) na Richardzie Garcii. Drugą połowę Polacy również rozpoczęli ze sporym animuszem, wiele akcji dobrze się zapowiadało, ale w decydujących momentach brakowało zrozumienia między partnerami, dokładności i zdecydowania. Od 71. minuty Kangury grały w osłabieniu, gdyż czerwoną kartką ujrzał Brett Emerton. Grę w przewadze Polacy mogli wykorzystać po kilku sekundach, ale w świetnej sytuacji spudłował wprowadzony na boisko chwilę wcześniej Euzebiusz Smolarek. W dwóch kolejnych akcjach dobrze spisał się Federici, który udanie interweniował po uderzeniach Lewandowskiego (głową) i... McKaina. W końcówce Polacy niemal nie opuszczali połowy rywali, ale recepty na sforsowanie ich defensywy nie znaleźli i wynik się nie zmienił. Biało-czerwoni nie wygrali od 3 marca, a zrobią to najwcześniej 9 października, kiedy w Chicago zmierzą się z reprezentacją USA. Trzy dni później w Toronto ich rywalem będzie Ekwador.