Do szermierki trafiła przypadkowo. - Mój nauczyciel WF był trenerem i zauważył, że mam predyspozycje. Powiedział mojej mamie, że mogą być ze mnie ludzie. I tak się zaczęło - wspomina początki przygody z fechtunkiem. Nie zawsze odnosiła sukcesy, a że była wysoka, pojawiły się myśli o zmianie dyscypliny. - Jak nie ma wyników, to pojawiają się wątpliwości. Ale to było dawno, teraz szpada odpłaca się za mój wysiłek i pracę na treningach. A fakt, że jestem wysoka (190 cm - red.), sprawia, że często ludzie pytają mnie, czy uprawiam siatkówkę, a może koszykówkę. Szermierka jakoś nie przychodzi im do głowy... - powiedziała zawodniczka AZS AWF Warszawa. Jak zaznaczyła, centymetry na planszy bywają i przydatne, ale czasem też przeszkadzają. - Mam dłuższy zasięg rąk, więc rywalki często boją się atakować, trzymają się na dystans. Z drugiej strony stanowię dla nich większe pole trafienia. No i jestem wolniejsza. Te niższe nieraz prześlizgną się pod ręką prawie niezauważone - wyjaśniła. Wiosną dwukrotnie stanęła na podium zawodów Pucharu Świata, co pozwoliło jej z optymizmem jechać na mistrzostwa Europy. W Lipsku indywidualnie lepsza od niej okazała się tylko Niemka Imke Duplitzer, a w drużynie Polki nie miały sobie równych. - Te medale mają jednakową wartość. Sukces indywidualny zawsze mile łechce sportowca, a z kolei jako zespół stanęłyśmy na najwyższym stopniu podium - przyznała. W mistrzostwach świata w Paryżu indywidualnie zajęła piąte miejsce. Sukces okupiła jednak urazem, który wyeliminował ją z zawodów drużynowych. Polki, najwyżej rozstawione, zajęły siódme miejsce. - To była strasznie frustrująca sytuacja. Jeszcze na rozgrzewce myślałam, że dam radę powalczyć, ale przegrałam z bólem. Ciężko było mi patrzeć z boku, jak dziewczyny walczą. Pierwszy raz siedziałam z nimi i nie mogłam nic zrobić, pomóc. To całe zamieszanie nie wpłynęło dobrze na wszystkich. Zajęłyśmy siódme miejsce, a medal wydawał się być w zasięgu, po cichu myślałyśmy nawet o złocie - podkreśliła. 24-letnia Piekarska jest liderką ekipy i trener Mariusz Kosman wystawia ją do ostatniej walki. - Ja liderką? Nie, ja tylko kończę mecze, bo mam ku temu predyspozycje. Jestem wysoka, rywalki czują przede mną respekt, no i potrafię zachować zimną krew, kiedy ważą się losy spotkania. Obecnie jestem numerem jeden w kraju, ale to się szybko zmienia. Na szczycie trudno się utrzymać - dodała. Jej wyniki w 2010 roku zaowocowały tytułem "szermierza roku" w Polsce. - Nie powiem, "szermierz roku" to brzmi dumnie. A, że związek przyznał taką nagrodę po raz pierwszy, to na stałe wpisałam się do historii - zaznaczyła. Pod koniec kwietnia 2011 roku rozpoczną się olimpijskie kwalifikacje. O udziale w igrzyskach w Londynie decydować będzie bilans startów do maja 2012. - Zapowiada się szalenie trudny rok. Każdy występ będzie miał wielkie znaczenie, nie będzie sobie można pozwolić na choćby chwilę słabości. Ale jestem dobrej myśli. Patrzę w kierunku Londynu i widzę go w różowych barwach zarówno z perspektywy własnej, jak i naszej drużyny. Stać nas, by się zakwalifikować i powalczyć o olimpijski medal. To byłby sukces, który dopiero w pełni by mnie usatysfakcjonował - podsumowała Magdalena Piekarska. Rozmawiał: Paweł Puchalski