Dla drużyny spod Jasnej Góry oznacza to, że po raz pierwszy od 19 lat znajdzie się ona poza czołową czwórką, a Resovia po 21 latach znów zagra w strefie medalowej. W miniony czwartek resoviacy nie zaprezentowali jakiejś porywającej siatkówki, ale mimo to pokonali rywala po niezwykle emocjonującym meczu i awansowali do półfinału. Przez długi czas jednak nic nie wskazywało, że pojedynek ten zakończy się po myśli zespołu z Rzeszowa. - To, co grała Częstochowa przez te dwa pierwsze sety, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania - opisuje Łukasz Perłowski. - Byliśmy wyraźnie zbici z tropu i nie wiedzieliśmy, jak grać. Praktycznie wszystko im wychodziło i ciężko jest przeciwstawić się tak świetnie dysponowanemu rywalowi. Z drugiej jednak strony ciężko jest grać cały mecz na takich wysokich obrotach, a oni zaczęli chyba na 120 proc. swoich możliwości. Od III seta nie było już tych fajerwerków z ich strony. My natomiast uspokoiliśmy grę, złapaliśmy wiatr w żagle, a z nich zeszło powietrze. Cieszę się bardzo, że mimo, nie ma co ukrywać, słabszej gry, udało się nam wygrać w tej jak do tej pory nieosiągalnej dla nas hali i awansować do czwórki - stwierdził środkowy Asseco Resovii. Po raz pierwszy poza czwórką Częstochowianie po meczu byli mocno rozgoryczeni i nie potrafili racjonalnie wytłumaczyć przyczyny porażki. - Odczuwamy ogromny niedosyt, a ja szczególnie, bo odkąd gram w polskiej lidze, po raz pierwszy będę poza czwórką - mówi kapitan zespołu, Andrzej Stelmach. - Praktycznie w każdym z tych trzech spotkań mieliśmy podstawy do tego, żeby wygrać i w żadnym z nich nie byliśmy zespołem wyraźnie słabszym. Resovia nie grała tego, na co ją naprawdę stać, ale wykazała się większym doświadczeniem. Szkoda, że nie wykorzystaliśmy szansy w tie-breaku (AZS prowadził 4:1 czy 6:3) - twierdzi rozgrywający zespołu z Częstochowy, który nieprzerwanie od 1989 roku występuje w europejskich pucharach i aby podtrzymać tę passę, musi teraz zająć piąte miejsce. Podwójny smak Po ostatniej piłce radość ekipy z Rzeszowa była ogromna, a największą satysfakcję mieli ci, którzy jeszcze przed rokiem bronili barw klubu spod Jasnej Góry. - Ta wygrana ma podwójny smak i chyba nie można sobie lepszej wymarzyć - mówi Marcin Wika. - Z 0-2 wyciągnęliśmy na 3-2 i przypieczętowaliśmy awans do półfinału i to w hali rywala. Mimo słabego początku, cały czas powtarzaliśmy sobie, że gra się do trzech wygranych setów i musimy odwrócić losy meczu i to się w pełni udało - twierdzi wybrany MVP spotkania siatkarz, który dwa dni przed meczem skręcił nogę. - Tutaj dużą rolę odegrał nasz masażysta Jacek Rusin, który dokonywał cudów, żebym był sprawny - dodał Wika. Inny eks-częstochowianin Krzysztof Gierczyński również nie krył zadowolenia. - Czuję się świetnie, bo po raz siódmy z rzędu awansowałem do czwórki. Jesteśmy już w strefie medalowej, ale na tym na pewno nie poprzestaniemy. Wierzę, że zdobędziemy medal - zakończył "Jerry". Rafał Myśliwiec, Częstochowa Trzy pytania do... Pawła Woickiego, rozgrywającego Asseco Resovii - Co czuliście po dwóch pierwszych setach? - Spokój, który cały czas był po naszej stronie. Może to brzmi zarozumiale, ale czuliśmy się pewnie. Rywal grał świetnie, nam się gra nie kleiła, ale wiedzieliśmy, że w którymś momencie musimy zacząć grać. W III secie Marcin Wika dał sygnał zagrywką i poszło. - Czyli kluczem do sukcesu był spokój i pewność siebie? - Tak, bo wiedzieliśmy, że jesteśmy lepsi. Częstochowa grała bardzo dobrze, my przeciętnie, ale znów wygraliśmy i jesteśmy w półfinale. - Jakie to uczucie wyeliminować swój były klub? - Na pewno dalej jestem kibicem tej drużyny. Spędziłem w Częstochowie wiele lat, ale teraz gram dla Rzeszowa i serce bije mi w biało-czerwonych pasach. Gdyby AZS przegrał z kimś innym, to by mi na pewno było smutno. Cieszymy się, że wygraliśmy z tą drużyną 4 na 5 meczów w tym sezonie i jakieś złe omeny z przeszłości przełamaliśmy. Trzy pytania do...Pawła Zatorskiego, libero Domeksu Tytan AZS - Co się stało z waszym zespołem po II secie? - To jest piękno siatkówki, które tak często wkurza, bo myśli się, że jest już po meczu. Cały czas powtarzaliśmy sobie, że to jeszcze nie koniec, ale coś się zacięło i gra siadła. Na pewno psychika zaważyła też w pewien sposób. W sporcie jest tak, że ten kto jest mocniejszy psychicznie to wygrywa, a w tym meczu lepsi pod tym względem byli rywale. Wytrzymali mecz do końca, przegrywając 0-2, ale mogli pozwolić sobie na luz, bo mieli dwa mecze w zapasie. - Końcowy wynik rywalizacji rzeszowsko-częstochowskiej mógłby sugerować, że były to jednostronne pojedynki, ale jest to złudne... - W każdym z tych meczów czułem dużą szansę zwycięstwa. Zawsze nam jednak uciekali w końcówkach i jest mi teraz ogromnie tego żal. - Który z tych meczów był kluczowy dla losów rywalizacji? - Bardzo ważny był III set drugiego spotkania, gdzie wygrywaliśmy wysoko, a Resovia nas doszła w końcówce i przegraliśmy, przez co pozwoliliśmy im wrócić do gry.