Z reprezentantem Polski Radosławem Majewskim rozmawiamy o powrocie do kadry i celach na ten sezon. Od pewnego czasu mówiło się, że zawieszeni dyscyplinarnie zawodnicy wrócą niebawem do łask selekcjonera. Spodziewał się Pan powołania na mecze z Czechami i Słowacją? - Pewności nie miałem, ale bardzo się cieszę, że dostałem drugą szansę. Incydent we Lwowie to przeszłość. Myślę, że nikt z naszej trójki takiego błędu już nie popełni, bo mamy świadomość, że trener kolejnej wpadki by nie darował. Leo Beenhakker wybaczył mi i moim kolegom, więc teraz nie możemy go zawieść. Powołanie bardzo cieszy, szkoda tylko, że przyszło w momencie, gdy przytrafiła mi się kontuzja, która może mnie wykluczyć w występu w meczach eliminacyjnych. Jakie, Pana zdaniem, mamy szanse w konfrontacji z Czechami i Słowacją? - Ciągle słyszymy, że reprezentacja słabo się spisuje, że panuje w niej zła atmosfera, a najbliższe mecze mogą zaważyć na przyszłości trenera Beenhakkera. To nam nie pomaga, ale myślę, że mecz z Czechami może wyglądać jak ten z Portugalią w eliminacjach Euro 2008. Mam nadzieję, że tak właśnie będzie. Takie zwycięstwo tchnęłoby nadzieję w serca nasze i naszych kibiców. Czarne Koszule w kadrze narodowej reprezentujecie: Pan i Tomasz Jodłowiec. Czy Pana zdaniem Leo Beenhakker powinien zwrócić jeszcze uwagę na któregoś z polonistów? - Nie zastanawiałem się nad tym specjalnie. Wiadomo, że im więcej w kadrze kolegów klubowych, tym jest raźniej. Kogo można by wyróżnić? Polonia to nie jest zbiór indywidualności, tylko zespół, ale z bardzo dobrej strony w tej rundzie pokazał się Daniel Mąka. W dwóch meczach strzelił cztery bramki. Jest szczególnie pożyteczny, gdy wchodzi z ławki rezerwowych. Widać rywalizacja o miejsce w pierwszym składzie działa na niego motywująco. Polonia Warszawa po siedmiu kolejkach jest w czubie ligowej tabeli. Spodziewał się Pan tego przed rozpoczęciem sezonu? - Grając jeszcze pod szyldem Groclinu Dyskobolii założyliśmy sobie, że od początku będziemy wygrywać każdy mecz, by piąć się w górę tabeli. Mieliśmy tylko obawy, jak przeprowadzka z Grodziska do Warszawy zostanie przyjęta w stolicy i czy nie przełoży się to na naszą grę. Na szczęście wszystko jest w porządku. Teraz Polonia jest w czołówce, ale ważne żebyśmy dobre miejsce mieli na finiszu rozgrywek. Liczy się tylko efekt końcowy, bo po sezonie nikt nie będzie pamiętał, jak graliśmy w środku rundy. A stawiacie sobie jakiś konkretny cel? Pierwsza trójka, a może cytując Franciszka Smudę "idziecie na majstra"? - Żadnych założeń sobie nie czyniliśmy. Apetyt rośnie z każdym wygranym meczem, ale w Polonii wszyscy mają chłodne głowy. Pewna presja oczywiście jest. Rywalizujemy z Legią, więc myślę, że fajnie będzie, jeśli na koniec znajdziemy się w tabeli przed wojskowymi. Często jest Pan widywany na trybunach w Pruszkowie. Jak wychowanek Znicza ocenia postawę swojego byłego klubu na pierwszoligowych boiskach? - Kibicuję Zniczowi z całego serca. Byłem do tej pory na dwóch meczach z Motorem Lublin i Koroną Kielce. Z pierwszego składu Znicza ubyło kilku zawodników, dlatego też i gra wygląda nieco inaczej. W zeszłym sezonie nikt na beniaminka nie stawiał, a jak było sam pan widział. Myślę, że i teraz, mimo przejściowych problemów, drużyna zaskoczy i będzie osiągała dobre wyniki. Czy któryś z zawodników z obecnego składu Znicza ma szansę zrobić taką karierę jak Pan czy Robert Lewandowski? - Od dawna trzymałem kciuki za Bartosza Osolińskiego. Nie mam zbyt często okazji go oglądać, ale to młody i perspektywiczny piłkarz. Liczę więc na to, że znajdą się ludzie, którzy mu pomogą rozwinąć się w odpowiedni sposób. Myśli Pan czasem o transferze zagranicznym? - Myślałem do końca sierpnia do momentu zamknięcia okienka transferowego. Teraz mam inne cele. Najważniejsza jest liga i kadra. Jak będzie następne okienko transferowe, to proszę zadzwonić. Wtedy porozmawiamy. Rafał Skórski redakcja.warszawa.echomiasta.pl