Na spotkanie z dziennikarzem "Dziennika Zachodniego" przyjechał na rowerze, tak, jakby wciąż miał czterdzieści, albo pięćdziesiąt lat. Wyciągnął pęczek kluczy i otworzył drzwi zielonej, drewnianej budki, budowanej jeszcze "za Niemca". Pan Paweł ma 94 lata i wciąż uprawia marchewkę, pietruszkę i inne warzywa tak, jak to było zaraz po wojnie w raciborskich ogrodach. "Miałem 27 lat, jak przyjechałem do Raciborza z Anglii. Służyłem w niemieckim wojsku, ale w Belgi Anglicy i Amerykanie wzięli mnie do niewoli. Wróciłem do Raciborza 15 marca 1946 roku" - wspomina. "Teraz na działkach jest pełna dowolność, można sobie na działce basen zbudować. Kiedyś to były rygory. Nie było wolno nawet sadzić ziemniaków. Bo to stonka ziemniaczana niebezpieczna i inne choroby. Ale wszystkie inne warzywa kapusty, sałaty, można było hodować" - podkreśla Paweł Kołek.