Korona Media Team: Początek rundy wiosennej w wykonaniu Zagłębia Lubin nie był zbyt udany. Ilijan Micański: - Tak, to prawda, przegraliśmy bardzo ważne mecze z Widzewem i Podbeskidziem. Zagłębie nie prezentowało się tak, jak powinno. Graliśmy po prostu źle, byliśmy w dużo gorszej formie. Zupełnie nie przypominaliśmy drużyny z rundy jesiennej. Na początku straciliśmy sporo punktów, na szczęście później wszystko wróciło do normy. Od początku tej rundy gracie na nowym stadionie. Odnoszę jednak wrażenie, że Dialog Arena trochę Was paraliżuje. - Straciliśmy zbyt dużo punktów u siebie. Na naszym stadionie zremisowaliśmy ze Stalą Stalowa Wola i GKS-em Jastrzębie, a ostatnio przegraliśmy z Wartą Poznań. Myślę jednak, że z czasem Dialog Arena będzie naszym wielkim atutem. Zresztą, trochę tych punktów już zdobyliśmy na własnym terenie. Ważne jest, aby nie pozwolić sobie na kolejne wpadki u siebie, dlatego z Koroną w Lubinie musimy wygrać. Po złym początku Zagłębie przejął Orest Lenczyk. Jak udało mu się w tak krótkim czasie zmienić oblicze drużyny? Po jego nominacji prezentujecie się o wiele lepiej. - Zmiana trenera bardzo często wpływa na zespoły bardzo pozytywnie. Trudno powiedzieć, dlaczego tak się dzieje. Moim zdaniem zawodnicy po przyjściu nowego szkoleniowca muszą się o wiele więcej starać, aby wywalczyć miejsce w pierwszym składzie. Każdy z piłkarzy ma na początku czystą kartę i tylko od tego, jak się pokaże nowemu selekcjonerowi na treningach, zależy jaką będzie pełnił funkcję w drużynie. To z pewnością wpływa bardzo pozytywnie na piłkarzy. Orest Lenczyk wprowadził do drużyny nową motywację, dlatego zaczęliśmy seryjnie wygrywać mecze. Do Korony w tym tygodniu dołączył nowy trener. Czy może zdarzyć się podobna historia do Waszej? - Przeczytałem w poniedziałek, że Korona ma teraz nowego szkoleniowca. Sytuacja w Kielcach jest jednak trochę inna niż u nas. Przecież drużyna z Kielc, jeszcze z trenerem Gąsiorem w dobrym stylu wygrała z Motorem Lublin. Jestem przekonany, że także z Markiem Motyką na czele, Korona będzie chciała wywieźć z Lubina trzy punkty. Koroniarze nie mogą sobie teraz pozwolić na żadną stratę punków, ale jak będzie naprawdę, przekonamy się dopiero w piątek wieczorem. W wywiadzie nie może zabraknąć pytania o pana epizod w Koronie. Dlaczego trener Wieczorek nie przekonał się do pana umiejętności? - Sam nie wiem, dlaczego w Kielcach tak wszystko się źle potoczyło. Nie dostałem dużo szans na pokazanie swoich prawdziwych umiejętności. Gdy przychodziłem do Korony, działacze mówili mi, że będę grał w pierwszym zespole. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna. Nie wiem czemu siedziałem na ławie. Wydaje mi się, że gdyby tylko zaufał mi trener Wieczorek, to odwdzięczyłbym mu się kilkoma bramkami. Byłoby to z korzyścią dla mnie, jak i dla zespołu. Korona była wtedy drużyną, która naprawdę świetnie się prezentowała, w końcu walczyła o europejskie puchary. Chciałem bardzo pomóc, ale niestety nie dano mi możliwości. Aby zagrać w pierwszym składzie musiałem liczyć na kontuzje kolegów, a przecież zupełnie inaczej wyglądały moje ustalenia z zarządem przy podpisywaniu kontraktu. To jest jednak już bardzo daleko za mną. Ważna jest teraźniejszość, gdyż obecnie udowadniam swoją wartość w Zagłębiu. Jak pan wspomina Kielce, nie tylko sportowo? - Trudno jest mi ocenić Kielce. Oczywiste jest, że w mieście gdzie gra się regularnie i strzela się bramki, piłkarz czuje się fenomenalnie. Ja jednak trochę straciłem przez te pół roku w stolicy Gór Świętokrzyskich. Pozasportowo natomiast nie miałem tam żadnych problemów. Nie można palić za sobą mostów, bo kto wie, jak mogą potoczyć się moje dalsze losy. Pamięta pan jesienny mecz z Koroną na Arenie Kielc? - Bardzo dobrze pamiętam to spotkanie. Już w pierwszej połowie Zagłębie mogło strzelić parę goli i zapewnić sobie zwycięstwo. Tak się jednak nie stało i po przerwie to Korona była stroną przeważającą. Z przebiegu meczu śmiało można powiedzieć, że ten remis, który wyrwaliśmy w ostatnich minutach, był jak najbardziej sprawiedliwy. Poziom tego widowiska był niezwykle wysoki jak na I ligę. Myślę, że w Lubinie będziemy widzieć podobne spotkanie. Obie drużyny mają w swoich składach świetnych piłkarzy, a to z pewnością przełoży się na piękny spektakl. Wróćmy jednak do teraźniejszości. W tej chwili ma pan na koncie 22 bramki. Czy uważa pan ten sezon za najlepszy w swojej karierze? - Wskazują na to statystyki. W tym roku w sumie zdobyłem 26 goli, gdyż 4 trafienia zaliczyłem w Pucharze Polski. Jest jeszcze parę meczów do rozegrania i wciąż będę się starał prezentować jak najlepiej, aby dalej pobijać ten rekord. Cieszę się, że po kilku słabych latach, wreszcie nadszedł mój czas. Ja jednak zawsze znałem swoją wartość i dzięki temu teraz jestem tu, gdzie jestem. Od dwóch meczów jednak nie wpisał się pan na listę strzelców, chyba specjalnie szykuje pan celownik na mecz z Koroną. - Można tak powiedzieć (śmiech). Najważniejsze jest, żeby wygrać ten mecz. Po ewentualnym zwycięstwie nasz cel, czyli awans do ekstraklasy, będzie już osiągnięty. Możliwe też, że wszystko rozstrzygnie się w ostatnich kolejkach. Czujecie presję tego spotkania? Jeśli przegracie, to Wasza sytuacja może się nieco skomplikować. - Wydaje mi się jednak, że to bardziej Korona musi martwić się tym meczem, gdyż to jest ich ostatnia szansa na włączenie się do wyścigu o najwyższą ligę. My mamy jeszcze w zanadrzu dwa spotkania, z których jedno to walkower z Kmitą. Nasza sytuacja wygląda zdecydowanie lepiej, to kielczanie muszą za wszelką cenę zdobyć 3 punkty. Ciężko jest przewidzieć, jak to się w rzeczywistości potoczy. Ja liczę na to, że to my udowodnimy, że bardziej zależy nam na ekstraklasie. Rozmawiał Mateusz Kępiński Wiadomość pochodzi ze strony oficjalnej Klubu Piłkarskiego Korona Kielce.