Często powtarza pan, że Poznań to jest miasto, z którym chciałby pan związać swoją przyszłość. Skąd taka miłość do stolicy Wielkopolski u człowieka pochodzącego z Pomorza? Bogusław Baniak: - Z Poznaniem zawsze wiązały mnie miłe wspomnienia. Najpierw przyjeżdżałem tu jeszcze jako piłkarz. Siłą rzeczy miejscem, które najczęściej odwiedzałem był stadion przy Bułgarskiej. Po meczu szło się z żonami na spacer do parku. Z tamtych czasów przetrwała do dzisiaj moja przyjaźń z Mirkiem Okońskim - symbolem Lecha i chyba jednym z jego najlepszych piłkarzy w historii. Nie przypuszczał pan wtedy, że za kilka lat to pana nazwisko będzie na ustach niemal wszystkich poznaniaków? - Wasze miasto jest bardzo specyficzne pod względem emocji, jakie kumulują wyniki Kolejorza. Interesują się nimi w równym stopniu kobiety, jak i mężczyźni. Trudno się więc dziwić, że kiedy jako trener poprowadziłem Lecha do awansu do ekstraklasy, niemal wszyscy w Poznaniu nosili mnie na rękach. To wtedy pana ulubionym miejscem stał się Stary Rynek? - Stary Rynek odkryłem dużo wcześniej. Bardzo lubiłem jego klimat i mnóstwo stylowych restauracji, gdzie można było spotkać się z przyjaciółmi i odreagować stresy związane z pracą trenera. Tak zostało do dzisiaj. Ostatnio szczególnie często zapraszany jestem do pubu "Warka". W sobotę wspólnie z kibicami dopingowałem Lecha. Fajnie, że Kolejorz w końcu ograł Legię w Warszawie. Jednak piłka to chyba nie wszystko czym w Poznaniu żyje Bogusław Baniak? - Lubię aktywny wypoczynek, choć teraz przez kłopoty z kręgosłupem, jestem częściowo unieruchomiony. Jednak kiedy tylko mam trochę czasu wybieram się na Maltę, gdzie przez cały rok można pojeździć na nartach. Na kłopoty z plecami chyba lepszy jest basen? - No właśnie przy całej sympatii do Poznania to chyba jedna z największych bolączek tego miasta - brak pływalni z prawdziwego zdarzenia. Słyszałem o kompleksie Term Maltańskich. Trzeba zbudować je jak najszybciej, bo poznaniacy po prostu na nie zasługują. Lubi pan narty na Malcie, popływać na basenie i odreagować na Starym Rynku. To rozrywki dla ciała, a jak pan odreagowuje duchowo? - W miarę regularnie staram się chodzić do kina. Szczególnie lubię kompleks Kinepolis. Ostatnio obejrzałem horror "Oko". Relaksuje się pan przy horrorach? - Mówiąc półżartem całe moje życie to horror. Oglądając filmy grozy, pozostaję w konwencji trenera Baniaka. Trenera impulsywnego, krzyczącego przy linii bocznej boiska, nierzadko wyrzucanego przez sędziów na trybuny? - Taki jestem i nic tego nie zmieni. Na usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że teraz walczymy z Wartą Poznań o utrzymanie w II lidze i stąd te emocje. Kiedy z Lechem awansował pan do ekstraklasy, jeden z kibiców "pomógł" panu ogolić się na łyso. W razie utrzymania zapowiada się powtórka z rozrywki? - Teraz żadnego "fryzjerstwa" nie ma w planie i na pewno nie będzie. To jedno mogę obiecać. Bogusław Baniak urodził się w Pyrzycach (Zachoniopomorskie). W 2001 roku uratował Lecha przed spadkiem do III ligi, a potem wywalczył z klubem awans do ekstraklasy, stając się ulubieńcem poznańskich kibiców. Rafał Wąsowicz rafal.wasowicz@echomiasta.pl