Resoviacy w niczym nie przypominali zespołu z poprzedniego meczu z Warszawy. Od samego początku narzucili swój styl gry i zespół z Bełchatowa pod naporem zaczął seriami popełniać błędy. - Postawili nam bardzo wysoko poprzeczkę, nie byliśmy w stanie jej przeskoczyć. Nie tym razem - mówi środkowy mistrza Polski, Marcin Możdżonek, a Daniel Pliński dodaje. - Resovia bardzo dobrze zagrywała i to był nasz największy problem, a do tego mieli też Grozera, który kończył praktycznie wszystkie kontry. Jeśli do tego dołożymy jeszcze dobrze dysponowanego Akhrema i resztę to nie ma się co dziwić wynikowi. Resovia wygrała zasłużenie, ale spokojnie to dopiero początek sezonu i my na pewno nie złożymy broni - zapewnia Pliński. Rozgrywający Asseco Resovii, Michał Baranowicz, którego obserwował z trybun hali na Podpromiu ojciec Wojciech (były zawodnik wrocławskiej Gwardii) tym razem nieco urozmaicił grę zespołu, która nie opierała się tylko na potężnych atakach Niemca Grozera. - Ale i tak on te najważniejsze piłki kończył - stwierdza Pliński i dodaje. - System rozegrania Resovii aż tak bardzo się nie zmienił od pierwszego meczu. Więc te piłki były dogrywane tam, gdzie miały być i duża zasługa atakujących, że sobie radzili - mówi środkowy PGE Skry. Zadowolony Baranowicz Zadowolenia po meczu nie ukrywał 21-letni rozgrywający ekipy z Rzeszowa. - Jestem bardzo szczęśliwy, że wygraliśmy to spotkanie, nie ze względu na jakieś okoliczności dodatkowe, jak historia meczów, ale ze względu na nas i na naszych kibiców - mówił Baranowicz. - Przed tym meczem nie byliśmy w łatwej sytuacji, bo pojawiło się na temat naszej gry wiele negatywnych komentarzy, że nie gramy tak, jak powinniśmy grać i być może nie jesteśmy tak dobrym zespołem, jak wydawałoby się przed sezonem. Na szczęście pokazaliśmy się z dobrej strony. To nie znaczy jednak, że w kolejnych meczach czeka nas łatwiejsza przeprawa. Ciągle musimy pracować nad swoją formą i zgraniem, a już w środę czeka nas trudny pojedynek w Jastrzębiu - mówi włoski rozgrywający z polskim paszportem, który na pytanie co było kluczem do zwycięstwa odpowiada. - Mieliśmy dobrą zagrywkę, przyjęcie było poprawne i dzięki temu mogliśmy grać dużo akcji ze środka. Poza tym w porównaniu do tych poprzednich dwóch meczów mieliśmy więcej pewności siebie i wiary w to, że możemy wygrać. Właśnie ta wiara i przekonanie we własne umiejętności były chyba decydujące - stwierdza Baranowicz, który tym razem aż tak często nie zatrudniał Gyorgy Grozera w ataku. - W pierwszych meczach kierowałem do niego dużo piłek, ponieważ musiałem poznać jego charakterystykę gry i zrozumieć się z nim na boisku - mówi. - Mieliśmy ze sobą zaledwie kilka wspólnych treningów, dlatego te mecze były doskonałą okazją do tego, żeby odnaleźć swój rytm gry. Przez to jednak pojawiły się negatywne komentarze na temat naszej gry, a rzeczywistość jest taka, że po trzech meczach mamy 6 punktów, a Skra Bełchatów 5. Myślę więc, że nie jest z nami tak źle - mówi z uśmiechem Baranowicz. Determinacja Resovii Zespół trenera Ljubo Travicy w pojedynku ze Skrą wykazywał ogromną determinację. Nie było dla nich straconych piłek a pierwszoplanową postacią w defensywie był wybrany MVP meczu Krzysztof Ignaczak. - Wszyscy byliśmy bardzo agresywni i to przyniosło efekt - mówi Aleh Akhrem i dodaje. - Zależało nam na odrzuceniu rywali od siatki i to udawało się w dwóch pierwszych setach. Gdy przyjmowali na trzeci metr było nam dużo łatwiej. Później nieco poprawili grę i byliśmy w opałach ale w porę opanowaliśmy sytuację. Najważniejsze, że udało się skoncentrować w trudnym momencie i nie zawiedliśmy naszych wspaniałych kibiców - stwierdza Akhrem, który wyjaśnia przyczyny niepowodzeń w dwóch pierwszych meczach sezonu. - Ten w Wieluniu był za bardzo nerwowy, a w drugim za dużo popełniliśmy błędów, które sprezentowaliśmy rywalom, a do tego trochę nerwowości wprowadzili swoimi decyzjami sędziowie. Początek sezonu nie był najlepszy w naszym wykonaniu. Brakowało stabilizacji, za duże były wahania formy. Mam nadzieję, że teraz idziemy już w górę i w Jastrzębiu będzie tak samo jak w sobotę ze Skrą - zapowiada przyjmujący Asseco Resovii. Umiarkowany optymizm Po sobotnim meczu w rzeszowskim obozie zapanował duża euforia, którą studzi nieco szkoleniowiec Asseco Resovii. - To dopiero początek sezonu, dlatego zachowujemy umiarkowany optymizm. Różne drużyny mają różne problemy, my też nie możemy trenować w pełnym składzie - mówi Ljubo Travica, - Taki mecz na pewno zbuduje dobrą atmosferę, pozwoli nam na spokojne treningi. Pomimo zwycięstwa jest jeszcze sporo rzeczy do poprawy. W sobotę podobała mi się agresywna zagrywka, skuteczność na kontrze, ale przede wszystkim walka w obronie - wylicza Travica. W minorowych nastroju był szkoleniowiec ekipy mistrzów Polski. - Resovia pokazała jak mocnym jest zespołem - mówi Jacek Nawrocki i wylicza błędy. - Przegraliśmy w trzech aspektach: atak z pierwszej piłki, słabe przyjęcie zagrywki typu flot i gra w kontrach - mówi trener PGE Skry. Licytacja na serwisie W sobotę nie tylko w ataku rywalizowali ze sobą głowni bombardierzy PlusLigi, Gyorgy Grojer i Mariusz Wlazły. Obaj też próbowali jak najmocniej dać się we znaki zagrywką. Niemiec-atakujący Asseco Resovii jednak wyraźnie przyćmił swojego vis a vis z Bełchatowa posyłając raz za razem potężne i skuteczno zagrywki z prędkością 118 km/h. - Na pewno odczuwa się mocną zagrywkę Grozera na rękach - mówi libero PGE Skry, Paweł Zatorski. - Z biegiem czasu wszyscy w lidze będziemy się do niej przyzwyczajać. Takie zagrywki należy próbować podbijać do góry albo po prostu bronić, żeby nie wpadła w boisko - mówi Zatorski, który na pytanie kto mocniej zagrywa Grozer czy Wlazły kurtuazyjnie odpowiada. - Obaj maja bardzo mocny serwis. Dla bełchatowian nie tyle zagrożenie stanowiła jednak mocna zagrywka jak ta flotem. - Resovia ma ogromny potencjał w tego typu serwisie. Trzeba sobie z tym jakoś radzić, ale nam dziś to zupełnie nie wychodziło tak jak powinno. Rywale byli bardziej konsekwentni niż my i dlatego wygrali - kończy libero PGE Skry. Asseco Resovia - PGE Skra Bełchatów 3:1 (25:21, 25:19, 17:25, 25:19) Rafał Myśliwiec