Podstawą dobrego wyniku jest oczywiście wysoka forma, a ta - jak ocenił - "idzie w górę". Potrzebne jest też szczęście i ... pomoc kibiców. - Wiem, że tysiące moich fanów oglądać będą konkursy skoków narciarskich w kraju, więc proszę, by mocno dmuchali w telewizory - powiedział Małysz, który marzy, by warunki atmosferyczne były sprawiedliwe dla wszystkich, a "trzynastka" przyniosła mu szczęście - upragniony medal, najlepiej złoty. 12 lutego kwalifikacjami do konkursu na normalnej skoczni zainauguruje w Vancouver swój czwarty olimpijski występ. - Nie mam uprzedzeń do trzynastki, więc trzynastego lutego... Wiem, co chcieliby teraz usłyszeć kibice, abym powiedział, że zdobędę złoty medal. Ale to nie jest takie proste. Mam w domowej galerii dwa medale olimpijskie, srebrny i brązowy, więc dobrze by było, aby przed zakończeniem kariery trafił tam jeszcze jeden. Najlepiej oczywiście złoty, to jest moje marzenie - zaznaczył. Dodał też, że po tych igrzyskach nie zamierza jeszcze zakończyć skakania, bo nie chce robić przykrości swoim wielbicielom. - Jak się dowiedzieli z jakiegoś portalu, że gdzieś tam wspomniałem iż trzeba myśleć o zakończeniu kariery, to w Zakopanem na kolanach prosili, bym tego nie robił. Pytany, czy nie chce pełnić funkcji chorążego podczas ceremonii otwarcia igrzysk, powiedział, że jest to niemożliwe. - Dwunastego lutego jest otwarcie, a następnego dnia mam konkurs. Zbyt długo trwa oczekiwanie przed defiladą i w ogóle uroczystość jest długa. Tylko raz, w 1998 roku w Nagano, zdecydowałem się uczestniczyć w ceremonii otwarcia. W Vancouver trzeba się wyspać, bo konkurs jest przed południem. Ale nie narzekam, pasuje mi ta pora. Wstaję zazwyczaj codziennie o siódmej, siódmej trzydzieści. Przyznał, że chociaż funkcja chorążego jest zaszczytem, to on jednak woli "nie wybijać się poza skocznią". Zbyt dużo stresu to go kosztuje, tak jak "dzisiejsze ślubowanie" - podkreślił. - Po raz czwarty składałem olimpijskie ślubowanie, ale po raz pierwszy czytałem tekst w imieniu zawodników. Gdyby byli ze mną chłopaki, to dałbym kartkę któremuś z nich. Wolę mówić coś od siebie, a nie czytać. Za bardzo się stresuję, co było dziś widać, jaki byłem wystraszony - mówił licznie przybyłym dziennikarzom. Wicemarszałek Sejmu Jerzy Szmajdziński zaznaczył, że mówi w imieniu kibiców. - O Małyszu powiedziano wszystko, i jeszcze więcej. Czego życzyć? Szczęścia, bo forma jest. Natomiast Agnieszcze (Gąsienicy-Daniel) - udanego debiutu w igrzyskach, by zapamiętała go na wiele lat. Wiceprezes PKOl Andrzej Kraśnicki nadmienił, że "ciśnienie na sukces Adama jest ogromne", natomiast prezes PZN Apoloniusz Tajner jest spokojny o Małysza i uważa, że jest na tyle doświadczonym zawodnikiem, iż sobie z tym poradzi. - To psychiczny gigant - podkreślił. Do Nagano (1998 rok) Małysz poleciał jako 20-latek. Zajął wówczas 51. i 52. miejsce. - Pierwsze igrzyska to zawsze szok. Podziwiam tych, którzy w debiucie stawali na podium, bo to trzeba mieć naprawdę silną psychikę. Ja spaliłem się zanim dotarłem na skocznię - wspomniał w rozmowie 32-letni zawodnik KS Wisła Ustronianka. Rywalizację w Vancouver rozpocznie jeszcze przed zapaleniem znicza olimpijskiego. Na 12 lutego, na godz. 19 czasu polskiego, zaplanowano kwalifikacje do konkursu na normalnej skoczni.