Towarzyskie starcie świeżo upieczonego mistrza Niemiec z oddającym mistrzowską koronę Lechem nie było porywającym widowiskiem. Ponad 40-tysięczna widownia mogła czuć się zawiedziona, bo zamiast technicznych fajerwerków i gradu goli, obejrzała wakacyjny futbol. Mecz z Borussią Lech zastrzegł sobie w kontrakcie Roberta Lewandowskiego, który latem ubiegłego roku przeniósł się z Poznania do Dortmundu. Obie strony ze względu na napięty kalendarz, miały kłopot ze znalezieniem dogodnego terminu. Ostatecznie niemiecki zespół zgodził się przyjechać po zakończeniu niezwykle udanego sezonu. Goście nie wystąpili w swoim najsilniejszym składzie, zabrakło m.in. Paragwajczyka Lucasa Barriosa, Japończyka Shinji Kagawy. Pojawiła się za to trójka polskich reprezentantów: Łukasz Piszczek, Jakub Błaszczykowski oraz najgoręcej przywitany Lewandowski, który na to spotkanie założył opaskę kapitana. Władze Kolejorza wręczyli byłemu swojemu piłkarzowi ogromny puchar za zdobycie przez Borussię mistrzostwa Niemiec. Lewandowski bardzo chciał się przypomnieć fanom Lecha, przeprowadził kilka ładnych akcji, ale gola jednak nie zdobył. Tuż przed końcem pierwszej połowy napastnik polskiej reprezentacji minął już Jasmina Buricia, jednak z ostrego kąta trafił w poprzeczkę. Aktywni w tej części meczu byli pozostali dwaj Polacy, ale ich groźne dośrodkowania z prawej strony boiska nie trafiały do adresatów. O ile wakacyjną dyspozycję i niezbyt duże zaangażowanie piłkarzy Borussii można zrozumieć, to postawa poznaniaków pozostawiała wiele do życzenia. Gospodarze jedynie na początku spotkania próbowali strzałami z dystansu zaskoczyć Mitchella Langeraka. Uderzenie Sergieja Kriwca golkiper wybił na rzut rożny, a Semir Stilić minimalnie przestrzelił. Najbliższy zdobycia bramki był Bartosz Ślusarski, który próbował dobić strzał Jacka Kiełba, lecz trafił w słupek. Trener Lecha Jose Bakero, jak podczas meczów ligowych, stał przy linii bocznej i starał się mobilizować swoich zawodników do większej aktywności. Bez efektów - defensorzy Borussii, choć myślami byli już na urlopach, bez kłopotów likwidowali zagrożenie.