Zwłaszcza, gdy za swoimi pupilami na trybuny stadionu w Stalowej Woli wkracza pół tysiąca kibiców Motoru, a każdy z nich najchętniej by stary stadion spalił. O paleniu na trybunach później. Do goli palili się piłkarze, tyle, że przyjezdni bardziej. Motorowi podnieconemu wygraną z Olsztynem sprzed tygodnia, marzyło się wywiezienie kompletu punktów ze Stalowej Woli. I nie dużo brakowało, do spełnienia tych marzeń. "Stalówka" miała fatalny początek meczu. Wystarczy powiedzieć, że przez pół godziny nie oddała strzału na bramkę Przemysława Mierzwy. Zgoła inaczej poczynali sobie podopieczni Tadeusza Łapy. Marcin Popławski wodził za nosy naszych obrońców i co raz straszył Dydę. Nie były to "strachy na Lachy", bo gdy przed bramką Stali zabrakło Popławskiego, w ładnym stylu wyręczył go niewielki Rafał Kycko. I tego było trzeba ...Stali. Zimny prysznic obudził naszych i na wyrównanie nie trzeba było długo czekać. Co prawda Bartosz Rosłoń przyprawił o drżenie serca niejednego kibica, celebrując piłkę do granic wytrzymałości, ale gola strzelił. I dosłownie minutę później, cudowne przyłożenie zaliczył Bartosz Horajecki, po którego strzale z 20. m, poprzeczka "aż zajęczała". Bozia czuwała tego dnia nad Stalą, bo chwilę przed gwizdkiem na przerwę, niepilnowany Temerivskyi strzałem z daleka trafił w oślepionego słońcem Dydę. Dwie dobitki lublinian nic nie dały. Na drugą połowę Stal wyszła odmieniona i dopiero wtedy było widać, kto z kim gra. Dający prowadzenie gol wisiał w powietrzu od 46. min. Udało się Gęśli, ale do statystyk powinien też się wpisać Daniel Radawiec. W drugiej połowie, rozzuchwalili się kibice Motoru, którzy w liczbie pół tysiąca, kilkoma autokarami i kilkudziesięcioma samochodami, przyjechali na mecz. Wulgaryzmy można pominąć, bo stalowowolanie też nie śpiewali roamsów, ale rzucania petard w tłumy naszych kibiców, już nie. Wypada mieć nadzieję, że przyglądająca się temu policja, zrobi użytek z nagrań. Podobnie PZPN. Stal Stalowa Wola - Motor Lublin 2-1 (1-1) 0-1 Kycko (26.), 1-1 Rosłoń (35.), 2-1 Gęśla (63.). Stal: Dydo - Demusiak, Kusiak, Wieprzęć, Getinger - Turczyn (90. Myszka), Rosłoń, Horajecki, Piątkowski - Gęśla (90. Gilar), Radawiec. Motor: Mierzwa - Temerivskyi, Krystosiak, Żmuda, Wojdyga - Kycko, Bortnichuk (84. Fiedeń), Jankowski (67. Dyachuk-Stavytskyy), Dykyy (68. Melnychuk) - Droździel (46. Wójcik), Popławski. Sędziował Tomasz Piróg z Krakowa. Żółte kartki: Radawiec i Dyatchuk-Stavytskyy. Widzów 4 tys. Jak padły bramki? 0-1 Wojdyga ograł skrajnego obrońcę i z ostatniej linii wrzucił piłkę na pole bramkowe. Rafał Kycko wyciągnął się jak struna i głową skierował futbolówkę do bramki. 1-1 Radawiec "tańczył" przy prawym narożniku biska, posłał piłkę do zamykającego akcję w okolicach pola karnego Bartosza Rosłonia, a ten uderzył "z dużego palca" i bajecznie trafił w okno bramki Mierzwy. 2-1 Popisowa akcja Jarosława Piatkowskiego, który przy ostatniej boiskowej linii wyzwolił się spod opieki obrońców Motoru. Przerzucił piłkę nad bramkarzem lublinian, a Kamil Gęśla stojąc 3 m od bramki, odbił piłkę głową i spokojnie zaczekał na aplauz kibiców. Jerzy Mielniczuk jurek.mielniczuk@wp.pl