Chyba pan trochę kokietował przed sezonem mówiąc skromnie, że zależy wam tylko na utrzymaniu się w I lidze? Mirosław Stawowski: - Nie kokietowałem, sam nie spodziewałem się, że tak dobrze pójdzie. Zaliczyliśmy serię sześciu spotkań bez porażki, przegrywaliśmy właściwie tylko z drużynami z czoła tabeli. Biorąc pod uwagę, że większość moich zawodników jeszcze w I lidze nie grała (oprócz Marcina Środy i Artura Mrówczyńskiego, który zresztą jest kontuzjowany), to mamy powody do zadowolenia. Jaka jest recepta na dobrą pozycję w I lidze koszykówki? - Żelazne trzymanie się swojej pozycji. Trzyma pan krótko zawodników? - Muszą wiedzieć, co mają robić na parkiecie - po to trenujemy. Fakt, że w czasie meczu krzyczę, ale zwykle tylko jedno słowo: Zasady! Wtedy wiedzą, że się pogubili. Przed wami runda rewanżowa - teraz rywale już was nie zlekceważą. - Jest 7-8 zespołów z dolnych części tabeli, które okazuje się jesteśmy w stanie ograć nawet na ich terenie. Z nimi musimy wygrać, reszta zależy trochę od szczęścia, dyspozycji dnia. Trzeba też chyba zdobywać więcej punktów, bo średnią zdobywanych koszy macie gorszą niż traconych. Nie jest to niepokojące? - Nie jest, bo ja uważam, że najważniejsza w zespole jest defensywa. Jeśli ma się dobrze kryte plecy, można sobie pozwolić na swobodę w ataku. Tej taktyki nie zmienię niezależnie od statystyk. Zresztą najważniejsze jest miejsce w tabeli, jeśliby się nam np. udało awansować do play off, to nikt nam nie będzie liczył koszy. W najbliższą sobotę koszykarze AZS AWF Katowice, którzy zajmują 9. miejsce w lidze, zmierzą się w wyjazdowym spotkaniu z AZS Kalisz. Łukasz Buszman