Ojczyzna korfballu to Holandia i choć sport ten jest znany od 100 lat, w Polsce pojawił się dopiero przed dwudziestu laty. Ostatnio powoli, ale systematycznie zyskuje nowych fanów. Jest bardzo dynamiczny i widowiskowy, a spośród gier zespołowych wyróżnia go koedukacyjny charakter - drużyna składa się z czterech kobiet i czterech mężczyzn. Współpraca płci Korfball ma trochę z koszykówki, a trochę z piłki ręcznej. Piłkę, podobną do zwykłej futbolówki, tyle że nieco lżejszą, trzeba wrzucić do kosza, zawieszonego na wysokości 3,5 metra. Przy koszu nie ma tablicy, więc trafić jest trudniej, niż w koszykówce. Piłki nie wolno sobie wyrywać, nie można też kozłować. Na boisku o wymiarach 20 na 40 metrów, podzielonym na strefy obrony i ataku, zawodnicy podają sobie piłkę i rzucają do kosza, starając się zmylić obrońców przeciwnej drużyny. W bezpośredniej rywalizacji naprzeciwko siebie stają zawodnicy tej samej płci: atakującą kobietę stara się powstrzymać obrończyni, mężczyznę - obrońca. - Na boisku musimy być taką zgraną rodziną. Kiedy zaczynałam grać, miałam 15 lat, wtedy o nić porozumienia między chłopakami, a dziewczynami, jest trudno. Korfball uczy współpracy między płciami. Nie ma ograniczeń wiekowych, gra młodzież, grają dorośli, a w Holandii również osoby starsze - opowiada Anna Rudzik, prezes Akademickiego Klubu Korfballu w Warszawie. Zapraszają na treningi Polska liga korfballu (seniorzy) liczy zaledwie sześć drużyn. Nieco więcej jest zespołów akademickich i juniorskich. Popularność holenderski sport zyskuje zwłaszcza wśród uczniów. - Wielu zawodników pracuje w szkołach i przekazuje swoją pasję podopiecznym - mówi Anna Rudzik, która sama jest nauczycielką wychowania fizycznego. Do końca sierpnia można pograć w korfball w Parku Kultury w Powsinie. Zawodnicy AKK czekają na chętnych w każdą niedzielę, w godz. 12-15. Mają nadzieję, że wakacyjna promocja tego sportu zaowocuje jesienią i na treningi przyjdą do klubu nowi gracze, zarażeni bakcylem korfballu. Anna Lenar