- Przyzwyczaiłem się do gry w okularach, chociaż czasem mi przeszkadzają, zwłaszcza gdy jestem mocno spocony i jest taka lekka mgiełka. Przed kilkoma laty próbowałem występować w soczewkach, jednak moje oczy nie potrafiły się do nich przyzwyczaić. Już po zakończeniu sezonu wybieram się do Katowic na specjalistyczne badania, które określą możliwość operacji. Nie jestem jednak do końca zdecydowany, gdyż wiąże się to z pewnym ryzykiem. Słyszałem o człowieku, który po zabiegu odstawił okulary, było dobrze przez pięć lat, a później oślepł. Dlatego trochę się boję i odkładam decyzję w czasie - powiedział Prus-Strowski. W barwach bytomskiej Silesii Miechowice walczy o utrzymanie w superlidze. Na trzy kolejki przed zakończeniem rozgrywek beniaminek zajmuje dziewiąte, spadkowe miejsce (ostatni jest GLKS Wanzl Scania Nadarzyn). - O tym, czy znajdziemy się na bezpiecznej, ósmej pozycji, może przesądzić wtorkowy mecz z ZKS Drzonków. Jeśli przegramy, prawdopodobnie spadniemy. W przypadku równej liczby punktów z wyprzedzającą nas na razie EPS Besser Opoką Trzebinia będą liczyły się bezpośrednie spotkania, a ich bilans jest korzystniejszy dla rywali. Oby jednak najgorszy scenariusz się nie spełnił - ocenił pingpongista na co dzień mieszkający i trenujący w Gdańsku. - Przed meczami w roli gospodarza jeżdżę pociągiem przez całą Polskę. Podróż jest długa, prawie 12-godzinna, ale wykupuję kuszetkę, więc mogę się przespać. Zazwyczaj w poniedziałkowe południe jestem w Bytomiu, więc wieczorem mogę spokojnie potrenować z Czechem Michalem Kleprlikiem i Karolem Szotkiem - dodał Prus-Strowski. Zawodnik Silesii wiąże swą przyszłość z Gdańskiem (wraz z narzeczoną wyznaczyli datę ślubu na 2 czerwca 2012 roku), ale pochodzi z centralnej części kraju. - Wychowałem się w Łasku, a moim pierwszym trenerem był Longin Wróbel. To on nauczył nie tylko mnie grać w tenisa stołowego, ale również innych zawodników występujących w lidze - Tomasza Lewandowskiego (SPAR AZS Politechnika Rzeszów), Patryka Chojnowskiego (Ternaeben Pogoń Lębork) i Zbigniewa Grześlaka (GLKS). Co więcej, z Lewandowskim mieszkaliśmy zaledwie dwa bloki od siebie - przyznał. Karol Prus-Strowski przez kolegów nazywany jest "Sową". - Kilka lat temu nosiłem długie włosy. Kiedy Darek Kich, od jakiegoś czasu przebywający w Hiszpanii, zobaczył mnie w takich śmiesznych okularach i z bujną czupryną zawołał: "Sowa". I tak zostało. Na co dzień gracz Silesii uczy się w Wyższej Szkole Trenerów Sportu w Warszawie. "Mamy mocną pingpongową grupę, bowiem wiedzę zdobywają też Daniel Górak, Wang Zeng Yi, Jakub Perek, Marcin Kusiński i Grzegorz Adamiak. Było jeszcze kilku kolegów, ale czasowo nie podołali" - zakończył tenisista dwojga nazwisk.