Każdy z nich może stać się kanonem, wyznacznikiem współczesnego odczytywania Szekspira. Każdy opiera się, czerpie lub tylko snuje na obrzeżach dramatu Heinera Müllera - "Anatomia Tytusa Fall of Rome. Komentarz do Szekspira". W każdym z nich muzyka jest elementem równie ważnym jak gra aktorska czy scenografia, a wręcz wciela się w rolę narratora czy spoiwa inscenizacji. I każdy - w mniej lub bardziej widoczny sposób - rozpoczyna dyskusję o granicach, których w teatrze przekraczać się nie powinno. "Anatomia Tytusa Fall of Rome" Narodowy Stary Teatr w Krakowie Ciała w strumieniach wody i oparach pary oraz błazen w stroju płetwonurka. Chór w łaźni, w miejscu jak najbardziej typowym dla starożytnego Rzymu, zaczyna Müllerowską opowieść. Czy tak drastyczny obraz jest chwytem pod publikę czy przemyślanym i uzasadnionym zabiegiem reżyserskim czas pokaże... Sącząca się podczas trwania spektaklu woda, przesiąka konstrukcje scenografii, która z czasem zaczyna się na oczach widzów stopniowo rozpadać. Jad, zepsucie, zgnilizna stają się wszechogarniającym rynsztokiem, w którym się nie tyle brodzi, co pływa. Cesarstwo chyli się ku upadkowi... Krakowski teatr w swym obrazoburczym i perfekcyjnie zagranym przedstawieniu ukazuje potężną cywilizację, która ulega samozagładzie. Szczególnie ważne wydają się dwie postaci: Lawinia (Paulina Puślednik) oraz Klaun (Beata Paluch). Osoba Klauna stanowi kontrapunkt a równocześnie stanowi wentyl bezpieczeństwa w narastającym napięciu. Lawinia - kwintesencja bólu i cierpienia - ma także do wygłoszenia jeden z ważniejszych monologów. Czyni wyrzut Szekspirowi i oskarża go o okrucieństwo. Tymczasem jest to zawoalowane pytanie o prawo do nienaruszalnej granicy prywatności oraz intymności psychicznej i fizycznej aktora. Dopełnieniem tej doskonałej inscenizacji jest grana na żywo muzyka Dominika Strycharskiego a on sam staje się członkiem trupy, tyle, że w garniturze. "Titus Andronicus" Teatr Polski we Wrocławiu oraz Staatschauspiel Dresden Niewyobrażalne za sprawą Jana Klaty stało się faktem, "Titus Andronicus" może być prześmiewczą tragikomedią. Spektakl powstały w koprodukcji i grany w dwóch językach, wykorzystuje odrębności kulturowe, inne sposoby grania, poczucie humoru a zderzając ze sobą ociera się o komizm, groteskę i farsę. Przedmiotem reżyserskich dociekań nie są zawiłe relacje polsko - niemieckie, ale rozkład struktur społecznych w świecie pozbawionym sacrum, całkowicie opanowanym przez profanum. Wybrana przez Klatę forma nie zmienia oceny problemu a jedynie czyni go bardziej przystępnym. Reżyser nie przekracza cienkiej linii, za którą traci się dobry smak, ale też i odrobinę testuje możliwości akceptacji widzów (scena gdy nagi antyczny monument ożywa i pożera niemowlę). Przedstawienie wciąga, intryguje i trzyma w napięciu do końca. "Na końcu łańcucha" Teatr im. Juliusza Osterwy w Lublinie Teatr z Lublina przyjechał do Trójmiasta z nietuzinkową produkcją. To efekt kilkuletniej współpracy duetu dramaturgiczno - reżyserskiego. Dramaturg Mateusz Pakuła bawi się formą, zestawia literackie testy, tworząc z tej mozaiki fabułę a wszystko okrasza hardcore'owym koncertem i wszechobecną popkulturą. Tymczasem Eva Rysova ma odwagę by i koncepcje jak przenieść to na scenę. A lubelski zespół potrafi się w tych złożonych kompilacjach i strukturach swobodnie przemieszczać. Aktorzy w niewymuszony sposób przechodzą od koncertu do kabaretu, by po chwili odnaleźć się w trudnych literackich monologach a za moment znów dumnie prężyć się na wybiegu. Równie łatwo brylują w ciągle zmieniających się nastrojach, co konwencjach, tworząc obraz brutalnej rzeczywistości zdominowanej przez masowe media i popkulturę. Tu także realizatorzy komentują oczekiwania publiczności, wkładając w usta aktora bezpośrednie pytanie do widzów: "Przecież chcecie gołe cycki?!" To co pokazali lubelscy artyści, to tworzący się nowy trend, znamienny dla popkulturowej rzeczywistości i klucz do jej odczytania. BB