Trener Jan Urban zaskoczył wielu obserwatorów tego pojedynku. Niemalże wszyscy typowali, że szkoleniowiec legionistów wstawi do wyjściowej jedenastki wszystkich swoich podopiecznych z Legii. Jak się okazało, wszyscy z nich mylili się, ponieważ na pierwszy ogień poszli "jedynie" Vuko (który był kapitanem zespołu), Edson oraz Miroslav Radović. Nikt na stadionie, ani przed telewizorami, nie spodziewał się zapewne takiego początku tego spotkania. Na boiskowym zegarze nie upłynęła minuta od pierwszego gwizdka sędziego Gilewskiego, a już obcokrajowcy cieszyli się ze zdobycia bramki. Idealne dośrodkowanie z rzutu wolnego w pole karne dotarło do Manuela Arboledy, który co prawda z odrobiną szczęścia, ale co najważniejsze dla obcokrajowców otworzył wynik spotkania. Reprezentacja Polski w pierwszej połowie nie miała za wiele do powiedzenia. Ekipa Jana Urbana znacznie częściej atakowała, co przyniosło skutek w 40. minucie spotkania. Po prawym skrzydle popędził Miroslav Radović i tak dokładnie zacentrował pod bramkę Kowalewskiego, że Filip Ivanovski nie mógł zrobić nic innego, jak podwyższyć wynik na 2:0. - Zagraliśmy bardzo słabo w pierwszej połowie. Szczególnie w obronie - mówił po meczu Jakub Wawrzyniak, który w pierwszej części meczu grał jako stoper, a w drugiej jako lewy obrońca. Druga połowa, w której na boisku oglądaliśmy Janka Muchę, Inakiego Astiza, Rogera oraz Takesure Chinyamę, w wykonaniu kadry Leo Beenhakkera wyglądała już o wiele lepiej. Z minuty na minutę duet Łukasz Garguła - Jacek Krzynówek, co raz bardziej dawał się we znaki defensorom Zagranicznych Gwiazd. Kibice długo jednak musieli czekać na pierwsze trafienie reprezentacji Polski. W 74. minucie Jacek Krzynówek zakręcił w polu karnym Durdeviciem, a następnie oddał potężny strzał w kierunku bramki Muchy. Z "armatą" Krzynówka bramkarz stołecznej drużyny poradził sobie, ale przy dobite Łukasza Garguły był bez szans. Kiedy wydawało się, że wyrównanie wisi w powietrzu, swoimi nieprzeciętnymi umiejętnościami popisał się Takesure Chinyama. Po składnej akcji całego zespołu napastnik reprezentacji Zimbabwe "złamał" na prawą nogę, zrobił jeszcze kilka kroczków i z około 18. metrów oddał strzał, po którym na tablicy wyników ukazał się wynik 3:1. Po podwyższeniu prowadzenia Takesure uciekł wszystkim swoim kolegom w kierunku narożnika boiska, wyciągnął "słupek" z chorągiewką i zaczął "strzelać" do pozostałych zagranicznych piłkarzy niczym z dubeltówki. Chiny trafiał do nich jak do kaczek, ale nie udało mu się zestrzelić wszystkich - na placu boju ostał się jedynie Mauro Cantoro. To jednak nie był koniec emocji na stadionie w Szczecinie. Boisko z powodu drobnego urazu musiał opuścić Hernani, a że Jan Urban nie miał już nikogo w zapasie, obcokrajowcy musieli kończyć mecz w dziesiątkę. Osłabienie rywali bezbłędnie i szybko wykorzystali Polacy. Łukasz Garguła znakomicie miękko przerzucił piłkę nad obrońcami do wbiegającego Kuby Wawrzyniaka, który ładnym strzałem z woleja umieścił piłkę w bramce obok Janka Muchy. Kilkadziesiąt sekund później, z powodu kontuzji plac gry opuścił Arboleda, Zagraniczne Gwiazdy musiały grać w dziewiątkę, ale tego kadra Polski już nie wykorzystała i mecz zakończył się wynikiem 3:2 dla drużyny Jana Urbana. - To było znakomite spotkanie nie tylko na boisku, ale i na trybunach. Bardzo cieszę się, że miałem okazję zostać drugim trenerem reprezentacji (śmiech). Jednak poważnie mówiąc, było to naprawdę wspaniałe doświadczenie - powiedział przed odjazdem do hotelu drugi trener Legii - Kibu. Można śmiało stwierdzić, że ci, którzy uważali organizację takiego meczu za bezsens, mylili się. Stadion Pogoni Szczecin im. Floriana Krygiera wypełnił się po brzegi, zagraniczne gwiazdy pokazały kawał dobrej piłki, a kibice zaprezentowali znakomity doping oraz wspaniałą oprawę. Miejmy nadzieję, że nie był to ostatni mecz takiego typu, ponieważ takie potyczki są znakomitym sposobem na promowanie Orange Ekstraklasy. Wiadomość pochodzi ze strony oficjalnej Legii.