Ponad 10 lat temu Aleksandra Granat z Sosnowca miała sen. - Byłam w tym śnie na planecie, gdzie niebo było różowe, ziemia czerwona. Miałam świadomość, że to jest wielki świat, ja jestem tam sama i tak będzie już zawsze - mówi Aleksandra Granat. Kiedy rok temu dowiedziała się z telewizji o projekcie holenderskiego biznesmena nie zastanawiała się i od razu wysłała zgłoszenie. Projekt zakłada, że w 2025 roku na Marsa mogłoby polecieć czworo ludzi, którzy mieliby tam zamieszkać. Wcześniej zostałby tam wysłany satelita. Chętnych było mnóstwo - organizatorzy dostali ponad 200 tysięcy zgłoszeń z całego świata. Po pierwszych eliminacjach zostało niewiele ponad 1000 osób. 9 z nich jest z Polski, a wśród nich właśnie Aleksandra Granat. Wszyscy zakwalifikowani mają przez najbliższe lata przechodzić przez specjalne egzaminy, testy i szkolenia m.in. w trudnych warunkach atmosferycznych. Cztery osoby, którym uda się przez to przejść, polecą na Marsa. - Mam świadomość, że to podróż tylko w jedną stronę i powrotu nie będzie. Dzieci to akceptują, ale mąż zaczyna się trochę niepokoić - mówi pani Aleksandra. Dlaczego chce lecieć? Nie zmęczyło mnie życie na Ziemi, ale ludzie, którzy tu są, dla których liczy się tylko pieniądz. A tam, w miejscu, gdzie nikogo wcześniej nie było, życie będzie najważniejszą wartością. I to dla mnie najważniejsze. Cieszyłabym się bardzo, że mogę w tym brać udział - wyjaśnia. Jak mówi przeraża ją trochę sama podróż. To w końcu trwałoby miesiącami, w ciemności i w ogromnej przestrzeni bez punktów odniesienia. I musiałaby się przyzwyczaić do kosmicznego skafandra. Ale bez niego nie dałoby się tam przecież żyć. Marcin Buczek