- Nie sprawdził się wariant z polskimi trenerami reprezentacji, nie sprawdził się również system pracy ze szkoleniowcami klubowymi. Znowu nie mamy medalu MŚ. Musimy coś zmienić i wymyśleć nowego. Być może uda się zatrudnić kogoś z Japonii, światowej potęgi judo. Przecież nasi zawodnicy potrafią wygrywać w rozmaitych zawodach z przeciwnikami, którzy później sięgają po medale mistrzostw świata - powiedział Błach, który w 1985 roku w Seulu zajął trzecie miejsce w MŚ. W japońskiej stolicy najlepiej spisała się Urszula Sadkowska (+78 kg), która zajęła siódme miejsce. Pozostali Polacy wygrywali najwyżej po dwa pojedynki i odpadali w eliminacjach. - Nikt nie sprawił miłej niespodzianki, ale nie brakuje w kadrze iskierek nadziei. Sadkowska, Janusz Wojnarowicz, Krzysztof Wiłkomirski i Tomasz Adamiec przegrali trzecie, decydujące pojedynki. Kiedyś na tym etapie zawodów były repesaże i właśnie taką drogą polscy judocy dochodzili do wysokich miejsc - stwierdził były trener drużyny narodowej. Błach uważa, że pojedyncze zwycięstwa wskazują na spory potencjał biało-czerwonych. - Było kilka bardzo dobrych walk, np. Wojnarowicz pokonał w inauguracyjnej potyczce mistrza olimpijskiego z Aten oraz dwukrotnego mistrza świata Japończyka Keiji Suzuki, a Adamiec okazał się lepszy od Belga Dirka Van Tichelta, mistrza Europy-2008 i brązowego medalisty ubiegłorocznych MŚ. - W zasięgu ręki miejsce na podium miał Wojnarowicz. Przegrał 0:5 z Francuzem Matthieu Bataille, który sięgnął po brąz w Tokio, a kilka miesięcy temu Janusz wygrał z nim w mistrzostwach kontynentu w Wiedniu - dodał. Prezes PZJudo zapowiada, że coraz więcej szans będą otrzymywali młodzi judocy. "Nie ma posuchy w naszej dyscyplinie sportu, rok temu Polacy doskonale spisali się w MŚ juniorów w Paryżu (srebro wywalczyli Grzegorz Lewiński 66 kg i Tomaszowi Domańskiemu 100 kg, a brąz Łukasz Kiełbasiński 55 kg). Oczywiście, to nie oznacza, że rezygnujemy ze starszych zawodników".