Ewa lubi oglądać siatkówkę. A właściwie siatkarzy... Zwłaszcza jednego. Dzięki temu dobrze orientuje się w sukcesach i porażkach czterokrotnego mistrza Polski, Skry Bełchatów. Tam właśnie karierę robi jej ulubieniec. Imienia nie zdradzi, ani nawet nie powie, czy jest rozgrywającym czy gra w ataku. - Ważne, że jest skuteczny! No i ma taki czarujący uśmiech, i w ogóle... - śmieje się. Nie znaczy to wcale, że tylko dlatego interesuje się siatkówką. Jak jest ciekawy mecz, ogląda od początku do końca, nawet jeśli obiekt jej westchnień dawno już zszedł z parkietu. Tak naprawdę jednak to woli boks albo łyżwiarstwo figurowe. Boks kojarzy się jej z dawnymi walkami gladiatorów albo rycerską walką - taką współczesną. Poza tym bokserzy są według niej szalenie męscy i odporni na ciosy. - Taki Gołota na przykład - rozmarza się. - Niby już było po nim, a tu proszę - wrócił na ring! I to w jakim stylu. Warto było "zarwać" noc, żeby zobaczyć jego styczniowy pojedynek z Mikiem Mollo. Później tylko już zasnąć nie mogłam, bo martwiłam się o Andrzeja oko. Ale najważniejsze, że wygrał. I przeżył - dodaje. Bo przecież nigdy nic nie wiadomo... Jeśli zaś chodzi o łyżwiarstwo, Ewa nie ogląda tej dyscypliny zbyt często, bo jest to niestety sport sezonowy, rzadko pokazywany przez polską telewizję, która zamiast tego proponuje program "Gwiazdy tańczą na lodzie". - Ooo nie, to już nie sport, ale takie tam wygibasy, z lodowiskiem i łyżwami w tle... - oburza się. Piłka jest jedna, a ich wielu... Anna o Wiśle wie wszystko. Nie o rzece, rzecz jasna, ani mieście Małysza, ale o "Białej Gwieździe" z Krakowa - słynnym klubie. Meczów nie ogląda. - Zasypiam od razu - przyznaje z rozbrajającym uśmiechem. O to, by była na bieżąco, dba jej chłopak, wiślak z dziada pradziada - prawdziwy pasjonat. Ona - jeśli chodzi o sport - jest prawdziwą fanką koszykówki, którą ogląda nie tylko w telewizji i na trybunach - sama gra w kosza amatorsko. O polskiej piłce nożnej nie ma dobrego zdania. Sprzedawanie meczów, nienawiść między klubami, agresywni "kibole" - to ją zraża. Dwa razy do roku zakłada jednak szalik Wisły i razem z chłopakiem zasiada na stadionie. - Najważniejsze jest to, żeby nie ogłuchnąć, nie oberwać i wiedzieć, jakim wynikiem mecz się skończył. ABC wprawnego kibica jednym słowem! - Z drugiej jednak strony to fascynujące, że trochę trawy, dwie bramki i jedna piłka działają w taki sposób na facetów! Nie wiadomo, jak podsumowałby to na przykład Freud, bo, bądź co bądź, ich wielu, ona okrągła i jedna, no i byle trafić...- śmieje się. Jej chłopak uważa jednak, że to zupełnie nie o to chodzi. - Emocje, kobieto, emocje, adrenalina, taktyka, spryt, technika - to się liczy, to jest ważne. No tak. Ona to nawet rozumie, ale to wszystko znaleźć można także w serialu "M jak Miłość", który puszczają w tym samym czasie co mecz np. Polska - Belgia. No i wtedy jest problem, który niedługo zostanie rozwiązany. Kupią drugi telewizor i po sprawie. Arek i tak jej wszystko opowie...