W środę Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych opublikowała na swoich stronach oświadczenie tymczasowe z badania incydentu, do którego doszło przed rokiem. Boeing PLL Lot wylądował "na brzuchu", bo nie zadział żaden system wysuwania podwozia: ani podstawowy - hydrauliczny, ani alternatywny - elektryczny. Komisja już w ubiegłym roku stwierdziła, że system hydrauliczny nie zadziałał, bo przez uszkodzony przewód wyciekł płyn. Podczas wstępnej inspekcji samolotu specjaliści z PKBWL stwierdzili, że wyłączony był bezpiecznik, który odpowiadał m.in. za elektryczne wypuszczanie podwozia. W opublikowanym w środę oświadczeniu tymczasowym komisja stwierdziła, że przypadkowe wyciągnięcie bezpiecznika jest bardzo trudne, ale możliwe. "Komisja nie wykluczyła zaistnienia takiej sytuacji" - napisano w oświadczeniu. Jednocześnie PKBWL napisała, że obserwacja tego bezpiecznika z fotela drugiego pilota jest mocno utrudniona. Wyłączenie bezpiecznika uznano za najbardziej prawdopodobną przyczynę niezadziałania instalacji wysuwania podwozia. Szereg błędów w listach kontrolnych Komisja stwierdziła również szereg błędów w listach kontrolnych, załoga nie miała m.in. instrukcji, jak postępować w przypadku, gdy podwozie całkowicie się nie wysunie. W tej sprawie oświadczenie przedstawia propozycje zaleceń skierowanych do firmy Boeing i PLL Lot. Według komisji, nie było właściwej organizacji i koordynacji szybkiego i płynnego przemieszczania się pasażerów ewakuowanych z samolotu po awaryjnym lądowaniu. PKBWL podkreśliła, że badanie wypadku nie zostało jeszcze zakończone, a na końcowy raport przyjdzie jeszcze poczekać. Zgodnie z prawem unijnym organ badający katastrofy i incydenty lotnicze podaje do publicznej wiadomości raport końcowy "w możliwie najkrótszym terminie i, w miarę możliwości, w ciągu 12 miesięcy" od wydarzenia. Do komisji trafiły już wyniki trzech ekspertyz przypomnijmy, że zespół PKBWL, który został wyznaczony do badania awaryjnego lądowania kpt. Wrony składa się z czterech członków komisji i dwóch ekspertów. Do komisji trafiły już wyniki trzech ekspertyz z USA, m.in. dotycząca uszkodzonego przewodu hydraulicznego systemu wysuwania podwozia. Miesiąc po awaryjnym lądowaniu na Okęciu komisja opublikowała wstępny raport dotyczący tego wydarzenia. Napisano w nim, że zasadniczy układ wysuwania podwozia nie zadziałał, ponieważ z centralnej instalacji hydraulicznej tuż po starcie z Newark w USA przez uszkodzony przewód wyciekł płyn. Załoga po konsultacji z centrum operacyjnym kontynuowała lot do Warszawy. Awaryjne lądowanie "na brzuchu" W trakcie podejścia do lądowania na Okęciu załoga próbowała wysunąć podwozie przy pomocy zastępczego, elektrycznego systemu. Ponieważ zakończyło się to niepowodzeniem, piloci chcieli wypuścić podwozie metodą grawitacyjną, co również zakończyło się niepowodzeniem. Gdy zapas paliwa się kończył, samolot awaryjnie wylądował bez podwozia, "na brzuchu". Wszystko zakończyło się szczęśliwie, nikt z 220 pasażerów oraz 11 członków załogi nie odniósł obrażeń. Prezydent Bronisław Komorowski jeszcze tego samego dnia podziękował pilotom i załodze, a po kilku dniach - ich odznaczył. Wyłączony był bezpiecznik Już podczas wstępnej inspekcji samolotu specjaliści z PKBWL stwierdzili, że wyłączony był bezpiecznik, który odpowiadał m.in. za elektryczne wypuszczanie podwozia. Gdy samolot podniesiono z płyty lotniska, podłączono zewnętrzne zasilanie oraz wciśnięto bezpiecznik, podwozie się wysunęło. Wyłączenie bezpiecznika nie jest rejestrowane ani sygnalizowane przez systemy samolotu. "Działanie załogi było właściwe" W dniu publikacji wstępnego raportu Targalski mówił, że z nagrań, którymi dysponuje komisja, wynika, że załoga zgłaszała, że sprawdziła bezpieczniki w kabinie. Wyjaśniał też, że nie wiadomo, kiedy i dlaczego bezpiecznik został zdezaktywowany. - W świetle informacji, które mamy do chwili obecnej, działanie załogi było właściwe - ocenił wtedy Targalski. Samolot kpt. Wrony, Boeing 767-300 SP-LPC, nie wrócił do lotów w PLL LOT, bo jego naprawa okazała się nieopłacalna. Spółka, która po awaryjnym lądowaniu przejęła maszynę na własność (wcześniej ją jedynie leasingowała), wystawiła samolot na aukcji. Licytacja miała się odbyć pod koniec lipca 2012 r., ale nikt do niej nie przystąpił. Potem PLL LOT rozpoczął negocjacje w sprawie sprzedaży samolotu z jedną z brytyjskich firm.