Mężczyzna w czerwcu 2007 roku wybudził się ze śpiączki alfa zwanej też stanem zamknięcia. - Przesłaliśmy już odpowiednie dokumenty policji, która będzie prowadzić w tej sprawie czynności śledcze - poinformował prokurator rejonowy w Iławie Jan Wierzbicki. Według niego, śledztwo ma wyjaśnić, czy lekarze z Działdowa nie poświadczali nieprawdy w dokumentacji medycznej pacjenta. Jan Grzebski w czerwcu 2007 roku był pokazywany we wszystkich polskich mediach jako pacjent "cudownie wybudzony ze śpiączki". Żona Grzebskiego, Gertruda, opowiadała wówczas odwiedzającym ją dziennikarzom, że przez 19 lat jej mąż nie chodził, nie mówił, czasem utrzymywał kontakt wzrokowy. Grzebska określała stan męża jako "niemoc". Mówiła, że jej mąż popadł w nią po tym, jak w 1988 roku został uderzony w głowę przez wagon kolejowy. Grzebski miał wtedy stracić przytomność i choć ją odzyskał po wypadku, z dnia na dzień stawał się coraz słabszy i tracił kontakt z otoczeniem. Początkowo Jan Grzebski przy pomocy żony próbował się leczyć, w klinice w Warszawie zdiagnozowano u niego guz mózgu. Nie zgodził się jednak na operację i wrócił do domu. Gertruda Grzebska opowiadała dziennikarzom, że od tamtej pory lekarze pojawiali się u jej męża sporadycznie. Z jej relacji wynikało, że przez 19 lat choroby odwiedzili go zaledwie kilka razy. Jak się nieoficjalnie dowiedział ze źródeł zbliżonych do sprawy, to właśnie tę kwestię ma wyjaśnić śledztwo. W dokumentacji medycznej prowadzonej przez lekarzy z Działdowa mają widnieć wpisy z licznych wizyt domowych u Jana Grzebskiego. Dlatego rodzina Grzebskiego zawiadomiła prokuraturę o możliwości sfałszowania dokumentów przez lekarzy. Choć zawiadomienie wpłynęło do prokuratury w Działdowie, ta wyłączyła się z jego prowadzenia i po konsultacji z Prokuraturą Okręgową w Elblągu przekazała akta do Iławy. Jan Grzebski zaczął powracać do zdrowia po tym, jak w kwietniu 2007 został pacjentem oddziału paliatywnego działdowskiego szpitala, a stamtąd trafił na rehabilitację. Po kilku tygodniach ćwiczeń zaczął coraz bardziej świadomie kontaktować się z otoczeniem, wymawiać pierwsze słowa, zyskiwać równowagę - siedzieć i wystawać. Rehabilitant Wojciech Pstrągowski mówił wówczas dziennikarzom, że Grzebski wybudził się ze śpiączki, a Hanna Koźmińska, ordynator oddziału paliatywnego, twierdziła, że Jan Grzebski był w "stanie wegetatywnym". Oboje podkreślali, że jego przypadek jest ewenementem. Innego zdania była dyrektor szpitala w Działdowie Joanna Hensel. Jej zdaniem, Grzebski był w stanie afazji, tj. miał zaburzenia mowy. W sierpniu 2007 r. Jan Grzebski przeszedł cykl specjalistycznych badań w szpitalu uniwersyteckim w Bydgoszczy. Zespół lekarzy pod kierunkiem dr hab. Wojciecha Hagnera stwierdził wówczas, że Grzebski znajdował się w stanie śpiączki alfa zwanej też stanem zamknięcia. Zdaniem Hagnera, stan ten wywołał nieoperowany guz w mózgu. Lekarze z Bydgoszczy po zdiagnozowaniu Grzebskiego podkreślali, że pacjent był "zaniedbany medycznie", miał słabo udokumentowaną historię choroby.