Jeszcze przed rozpoczęciem procesu sąd wyłączył jawność rozprawy ze względu na interes prywatny rodziców zmarłych dziewczynek, a także samego oskarżonego z uwagi na jego stan zdrowia. Przychylił się tym samym do wniosku obrońcy Edmunda J. Wkrótce po tym obrońca złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze dla oskarżonego. Ogłoszenie wyroku oraz uzasadnienie były jawne. Jak powiedział sędzia Tomasz Piechowiak, nie ulega wątpliwości, że zdarzenie jest "niewyobrażalną tragedią i podlega nie tylko ocenie moralnej i ludzkiej, ale i prawnej". Jak podkreśli, oskarżony nie zachował ostrożności i nieumyślnie przyczynił się do śmierci osób mu najbliższych. Jak wykazały ekspertyzy i zdjęcia zrobione w mieszkaniu, gdzie doszło do zatrucia czadem, kratki wentylacyjne były nieczyszczone i zaklejone, a okna w plastikowych ramach szczelnie zamknięte. Nie zapewniło to cyrkulacji powietrza. Ponadto kominiarzom przeprowadzającym kontrolę nie udostępniono mieszkania. Sam oskarżony przeżył, bo w czasie, gdy ulatniał się czad, był w innym pomieszczeniu. Do tragedii, która wstrząsnęła mieszkańcami Elbląga doszło 23 grudnia 2008 r. Rodzice oddali dziadkom pod opiekę 3 córki. Gdy na drugi dzień nie mogli skontaktować się z dziadkami, przyjechali do mieszkania. Okazało się, że w mieszkaniu na skutek ulatniającego się z piecyka czadu śmiertelnie zatruły się trojaczki i ich babcia.