Dyrekcje szpitali coraz częściej uciekają się do tworzenia ofert dla bogaczy - bez kolejki, w lepszych warunkach i za konkretne pieniądze. Dzieje się tak, gdyż placówki mają na ogół większe "moce przerobowe" niż te, za które płaci NFZ. Ponadto w takim działaniu pomaga im brak przepisów, które precyzowałyby zasady takich dodatkowych ubezpieczeń. Nikt nie zwraca jednak uwagi na pewien ważny szczegół. Co z tego, że bogatszy pacjent będzie mógł zoperować wyrostek w luksusowych warunkach olsztyńskiego szpitala, skoro w przypadku bardziej skomplikowanego zabiegu, który będzie mógł być przeprowadzony tylko w innej placówce, ponownie wpadnie w sieć zwykłego ubezpieczenia; tam jego olsztyński przywilej nie będzie już ważny. Tutaj pomogłyby tylko ogólnopolskie zasady, wprowadzone ustawą. I choć o prywatnych kasach chorych, dodatkowych ubezpieczeniach mówi się często i dużo, to resort wciąż nie ma gotowych rozwiązań. Ministerstwo Zdrowia lubuje się w konsultacjach, okrągłych stołach itd. Dlatego zanim pojawią się przepisy, czeka nas jeszcze społeczna debata. Do tego czasu obowiązywać będzie zasada: każdy orze jak może.