14 listopada do Szkoły Podstawowej nr 3 w Barczewie (woj. warmińsko-mazurskie) wtargnęła zamaskowana grupa mężczyzn. Ubrani w moro, na głowach mieli kominiarki, byli uzbrojeni w pistolety, w budynku używali materiałów wybuchowych. Wszystko wyglądało jak prawdziwy atak terrorystów - czytamy w lokalnym wydaniu "Gazety Wyborczej". Jak się okazało, szkołę zaatakowali - na prośbę dyrekcji - miłośnicy militariów w przebraniu terrorystów. Dzieci były przerażone. Jeden z uczniów - ratując się - wyskoczył przez okno. Są dzieci, które do dziś nie mogą spać w nocy. Jak twierdzą rodzice, informacja o planowanej symulacji nie dotarła do wszystkich uczniów i dzieci nie były przygotowane na inscenizację. O całej akcji mieli nie wiedzieć także niektórzy nauczyciele. Dzieci opowiedziały o zajściu swoim rodzicom. Ci, zaniepokojeni, zgłosili sprawę radnym Urzędu Miasta i Gminy Barczewo. Po konsultacji z Kuratorium Oświaty w Olsztynie władze miasta odwołały dyrektorkę ze stanowiska. Burmistrz Barczewa uznał, że "naraziła dzieci na niepotrzebny stres i spowodowała zagrożenie zdrowia i życia uczniów oraz zabrała im poczucie bezpieczeństwa". Według informacji TVN24, o symulowanej akcji w szkole nie wiedziały również służby."Każde zgłoszenie o niebezpieczeństwie w szkole zostałoby potraktowane bardzo poważnie. Policjanci wezwani na miejsce mogliby źle ocenić sytuację" - mówi w rozmowie z TVN24 rzecznik policji w Olsztynie, asp. Rafał Prokopczyk. "Niezgłaszanie takich ćwiczeń policji to po prostu igranie ze śmiercią" - dodaje.