Tłumy ludzi - zarówno tych, którzy znali Ernesta, jak i zupełnie obcych, poruszonych tragedią chłopca - uczestniczyły w piątek w pogrzebie. Ludzi było tak wielu, że nie zmieścili się w kościele, a auta były ustawione wzdłuż drogi przez całą miejscowość. Wiele osób przyniosło białe kwiaty i znicze. Przy trumnie Ernesta przez całą mszę stali młodzi zawodnicy Klubu Sportowego Mazur Pisz - Ernest był kapitanem tej drużyny i został pochowany ubrany w piłkarski strój. Koledzy na trumnie położyli koszulkę z numerem 9 i nazwiskiem chłopca. Wartę pełnili też strażacy i policjanci. Na cmentarz trumnę niesiono przy dźwiękach strażackiej orkiestry. Na cmentarzu młodzi piłkarze odpalili świece dymne. - Byłeś pełen humoru, każdego umiałeś rozśmieszyć i choć byłeś najlepszym uczniem w szkole, a tacy zwykle kolegów nie mają, to ty byłeś lubiany przez wszystkich - mówiła koleżanka, która wspólnie z Ernestem chodziła do szkoły podstawowej w Jeżach. Po wakacjach Ernest miał rozpocząć naukę w liceum w Piszu. "Impuls miłości" W miniony wtorek po treningu piłkarskim Ernest z grupą kolegów zobaczył, że w rzece Pisie topi się dwóch dorosłych mężczyzn, którzy z jachtu wpadli do wody. Maszt tego jachtu zahaczył o linię wysokiego napięcia i doszło do porażenia prądem. Załoga jachtu wzywała pomocy. Chłopiec bez wahania rozebrał się i wskoczył do wody. MOPR podał, że zdołał odwrócić jednego z poszkodowanych twarzą do góry i położyć na kamizelce ratunkowej. Z nieznanych powodów - jedni mówią, że Ernest dotknął metalowego elementu jachtu, inni, że na skutek kolejnego rażenia prądem Ernest zniknął pod wodą. Poszukiwania chłopca trwały ponad godzinę, znaleziono go na dnie rzeki. - To, co zrobił Ernest było impulsem miłości. Tylko człowiek, który ma Boga w sercu zdolny jest do takiego czynu - mówił podczas homilii ksiądz i pytał zebranych "kto z nas by tego dokonał, bez smartfona, bez aplikacji 'Ratunek'". Kapłan zwracał uwagę, że zachowanie Ernesta było efektem jego wychowania przez rodziców, szkołę i Kościół - Ernest od małego był ministrantem, w minioną niedzielę pełnił na mszy służbę lektora. Biskup pomocniczy Ełcki Adrian Galbas powiedział, że czyn chłopca "jest tak bohaterski, że bez wątpienia Ernest jest w niebie". - Ta śmierć pokazuje nam, że mamy takich Ernestów szukać wkoło siebie, i żebyśmy sami byli tacy jak Ernest. Żebyśmy słyszeli wokół siebie wołanie o pomoc, nie tyko tych, którzy topią się w rzece, czy jeziorze ale też tych, którzy tonął w odmętach życia - mówił biskup Galbas. Zwracając się do zebranych w kościele podkreślał, że mamy "nie stać jak słupy soli, tylko mamy ratować tego, kto się topi". Największe wzruszenie wśród zebranych w kościele wywołały słowa mamy Ernesta, Moniki. Wspominała, że na zakończenie roku szkolnego wspólnie z synem posadzili w sadzie jabłonkę. "Synku, mam nadzieję, że jabłonka, którą będzie dawała takie owoce, jaki ty dałeś" - powiedziała. Odznaczenie od prezydenta W uznaniu czynu chłopca prezydent Andrzej Duda odznaczył go pośmiertnie medalem "Za ofiarność i odwagę". Medal przekazał rodzicom Ernesta przedstawiciel kancelarii prezydenta Łukasz Rzepecki. Prezydent Duda przesłał także wieniec pogrzebowy. Koleżanki i koledzy Ernesta wspominali go jako chłopca skorego do żartów, wiecznie uśmiechniętego i pomocnego. - Jak komuś była potrzebna pomoc, to Erni zawsze był gotowy - mówiła jedna z dziewczynek. Klub sportowy, w którym grał Ernest, na sobotę ma zaplanowany mecz. Mama jednego z zawodników powiedziała, że koledzy z drużyny bardzo przeżywają tragedię i nie mogą uwierzyć w to, co się stało. Po pogrzebie wiele osób zwracało uwagę, że na ceremonii pogrzebowej nie pojawił się nikt z załogi jachtu, której pomoc niósł Ernest. - Przecież ich było na tej łodzi sześcioro, każdy z nich ma rodziny, ktoś z nich mógł przyjść tu i podziękować, oddać chłopcu cześć. Ksiądz mówił, że kto chce może zabrać głos, a nikt z tej załogi się nie pojawił. Wstyd - mówiła jedna z uczestniczek ceremonii. Przyczyna śmierci Jak dowiedział się reporter Polsat News, w czwartek po południu zmarł sternik jachtu, którego próbował uratować 14-latek. Rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Olsztynie Krzysztof Stodolny przekazał, że sekcja zwłok dziecka wykazała, że Ernest zmarł w wyniku utonięcia. Pierwotnie sądzono, że chłopca, który rzucił się na ratunek dwóm rażonym prądem żeglarzom, także mógł porazić prąd. - Być może do porażenia prądem doszło, może to się przyczyniło do tego, że chłopiec utonął. W każdym razie przyczyną śmierci było utonięcie - podał Stodolny.