Członkowie stowarzyszenia "Medalion" z Olsztyna na cenne historycznie znalezisko trafili przypadkiem. Mieli ważne pozwolenie na eksplorację terenu, ale nawet nie marzyli, że trafią na tak duży depozyt. Odkopano łącznie osiemnaście kan. Dwie z nich były szczelnie zamknięte, a w nich znaleziono m.in. listy, dokumenty, bilety, monety, modlitewniki. W pozostałych kanach były jeszcze różne materiały, ubrania, buty. - Data na liście to 1947 rok, więc na pewno depozyt został zakopany po tym roku. Wyciągając taki depozyt, czuliśmy ekscytację, euforię. Myślimy też jak dotrzeć do właścicieli, potomków. Odezwał się już do nas pan z Niemiec, który zajmuje się odszukiwaniem takich osób. Wysłał nam już kontakt do wnuka albo prawnuka wspomnianego w liście mężczyzny - powiedział RFM FM reporterowi Maciej Sadowski, prezes stowarzyszenia Medalion. Depozyt trafił już do Muzeum Warmii i Mazur, gdzie został częściowo zabezpieczony i wstępnie przebadany. Co konkretnie zawiera? - Mamy tutaj dwie książeczki pracy, których nie potrafimy na razie otworzyć i nie wiemy, czyje one są. Mamy listy, które pisał Paul Niedzwietzki. Nazwisko było pisane w kilku wariantach i w wersji niemieckiej. Listy, które przychodziły do Marty Niedzwietzkiej, prawdopodobnie jego żony, były adresowane do miejscowości w dzisiejszym powiecie ełckim. Mamy też dwa bilety z Jonkowa. Jest też modlitewnik, ale ciężko go na razie otworzyć. Do tego koperty, jak widać w różnym stanie, wyraźnie adresowane do pani Marty, do Szombarku - powiedziała reporterowi RMF FM dr Małgorzata Gałęziowska z Muzeum Warmii i Mazur. "Moja Kochana" Z treści listu wynika, że był kierowany do pani Marty. Zaczyna się "Moja Kochana". List podpisany został przez przez ciocię. Ciocia sugerowała delikatnie, żeby Marta jak najszybciej się zbierała i jechała do Niemiec. Te listy mogły być cenzurowane. Tym bardziej, że na niektórych kopertach są znaczki "cenzura". Wskazuje na to też jeden list, który jest dosyć czytelny. Po jednej stronie jest prośba Marty o ustalenie miejsca pobytu jej męża, a z drugiej strony - odpowiedź. Według historyków, ciekawy jest wątek zakopania samego depozytu. - Nie wiemy, kto to zrobił i dlaczego. Być może zrobił to ktoś z rodziny. Nie ma tutaj cennych materialnie przedmiotów, są pamiątki które mogły dużo znaczyć dla tych osób. Sam fakt, że nie jest to pierwsze znalezisko tego typu jest też ciekawy. Ostatnio znaleźliśmy taki depozyt niedaleko Iławy. Zasadnicze pytanie dotyczy tego, dlaczego chowano to w kanach? Coś motywowało tych ludzi, że ktoś kiedyś miał do tego dotrzeć. Wszystko wskazuje na to, że mówimy o katolikach - w depozycie były cztery krzyże, święte obrazki - mówi Piotr Żuchowski, dyrektor Muzeum Warmii i Mazur. Piotr Bułakowski