Marta Kabelis z policji w Bartoszycach powiedziała, że do niecodziennego zdarzenia doszło w środę 9 września w południe w lesie nieopodal wsi Kamińsk. - Zadzwoniła na policję kobieta twierdząc, że ją, jej syna i męża oraz sąsiada zaatakował jeleń. Zwierzę miało zajść po cichu grzybiarzy i zaatakować ich - powiedziała Kabelis. Najpierw ludzie próbowali odstraszyć jelenia, ale nie dało to efektów. Zwierzę miało zaatakować ludzi. Kobieta pierwsza uciekła z lasu i wezwała pomoc. Mężczyźni kilkanaście minut siłowali się z jeleniem, jeden z nich złapał zwierzę za rogi, ale to nie odstraszyło go. Wręcz przeciwnie - rozjuszone zwierzę przeciągnęło mężczyznę przez kilkanaście metrów po ściółce. Na ten widok sąsiad mężczyzny ranił jelenia w nogę scyzorykiem, który miał ze sobą na grzybobraniu. Dopiero wówczas jeleń uciekł do lasu. Trwa rykowisko Na miejsce niecodziennego zdarzenia oprócz policji przyjechała karetka, która opatrzyła mężczyznę. - Na szczęście był tylko poobijany, nic poważnego mu się nie stało - dodała Kabelis. - Cieszymy się, że ta historia ma taki finał, bo mogła się skończyć naprawdę bardzo poważnie. Jeleń to duże zwierzę i może zrobić krzywdę - powiedział rzecznik prasowy Lasów Państwowych w Olsztynie Adam Pietrzak. Leśnicy także byli na miejscu zdarzenia i stwierdzili, że ściółka była rzeczywiście tak skotłowana, że relacja poturbowanego mężczyzny i jego kompanów wygląda na prawdziwą. Leśnicy stwierdzili też na miejscu ślady krwi jelenia, które powstały po zranieniu zwierzęcia. Zdaniem leśników jeleń mógł się zachować tak nietypowo ponieważ obecnie trwa rykowisko i w zwierzętach "buzują hormony". - Kolejna sprawa to fakt, że był to młody byk, który zdaniem okolicznych mieszkańców regularnie przychodził na jabłka do sadu rosnącego pod lasem. W związku z wizytami w sadzie jeleń oswoił się z widokiem ludzi i nie za bardzo się ich bał. Widocznie, gdy zobaczył grzybiarzy potraktował ich jak rywali na swoim terenie i dlatego zaatakował - powiedział Pietrzak. Obecnie w warmińsko-mazurskich lasach jest wysyp grzybów i wiele ludzi chodzi do lasu. W ocenie Pietrzaka nie ma powodów, by się obawiać ataków dzikich zwierząt. - Ten przypadek to wyjątek potwierdzający regułę, zdecydowana większość zwierząt boi się ludzi i ucieka, a nie atakuje - dodał rzecznik Lasów Państwowych w Olsztynie.