36-latek był oskarżony o to, że przez co najmniej 10 lat przechowywał nielegalną broń, jaką jest armata. Grozi za to do 8 lat więzienia. Zgodnie z Ustawą o broni i amunicji zezwolenia na broń nie wymaga się w przypadku "posiadania broni rozdzielnego ładowania, wytworzonej przed 1885 rokiem oraz replik tej broni". Sąd uniewinnił 36-letniego Piotra S. i nakazał zwrócenie mu armaty. Jak uzasadniał sędzia Robert Różalski, najważniejszą kwestią, jaką musiał się zająć sąd przy ocenie tej sprawy, było ustalenie czym jest replika, ponieważ ustawodawca nie zawarł w przepisach definicji tego słowa. Jak podkreślił sędzia, słowniki podają różne definicje słowa "replika", jedne określają ją jako dosłowną kopię jakiegoś przedmiotu, inne z kolei definiują replikę jako odwzorowanie przedmiotu ale nie dosłowne. Według sędziego Różalskiego sąd uznał, że przy tak rozbieżnych definicjach nie może uznać oskarżonego za winnego, ponieważ to nie do sądu należy stanowienie prawa a tylko jego stosowanie. - To ustawodawca musi precyzyjnie określić czym jest replika - ocenił. - Oskarżony, przechowując armatę czy też nawet z niej strzelając na wiwat, nie stanowił zagrożenia dla ładu publicznego czy dla postronnych osób - dodał sędzia. Piotra S. nie było na ogłoszeniu wyroku. Obecna była jego żona, która powiedziała, że bardzo się cieszy z korzystnego rozstrzygnięcia sądu. - Cieszę się, że skończyło się to piekło; niepotrzebnie wydano tyle pieniędzy podatników - powiedziała. Pytana przez dziennikarzy, co zrobią teraz z armatą, powiedziała, że "postawią ją na środku podwórka". Prokurator Zdzisław Łukasiak pytany czy prokuratura będzie apelować w sprawie, podkreślił, że poczeka na uzasadnienie pisemne wyroku a potem zdecyduje czy odwoływać się od orzeczenia. Dyrektor Muzeum Bitwy pod Grunwaldem Szymon Drej poproszony przez PAP o komentarz, powiedział, że jest zadowolony z takiego rozstrzygnięcia sądu. - Nikt z członków bractw rycerskich odpalając armaty w czasie inscenizacji bitwy pod Grunwaldem nie będzie drżał, że łamie prawo. Moim zdaniem ta sprawa sądowa była nieporozumieniem - powiedział. 36-latek mówił w czasie procesu, że kupił armatę na Polach Grunwaldzkich po inscenizacji bitwy od członka jednego z bractw rycerskich. Jak podkreślał, kupił ją "w dobrej wierze, nie dopuszczając myśli, że jest nielegalna". Przyznał, że strzelał z niej "parę razy, ale były to wyłącznie wystrzały na wiwat" przy specjalnych okazjach. Na trop mieszkańca podostródzkiej miejscowości ABW i prokuratorzy wpadli, prowadząc postępowanie w sprawie polskiego wątku terrorysty z Norwegii Andersa Breivika. Okazało się, że Norweg, przygotowując się do zamachu, zaopatrywał się w chemikalia w sklepie internetowym w Polsce. Śledczy zaczęli sprawdzać innych klientów sklepu i w ten sposób trafili do właściciela armaty spod Ostródy.