O nowych ustaleniach w sprawie tragedii, do której doszło w niedzielę w Bisztynku, poinformowało radio Olsztyn. "Środek, którym zatruła się rodzina, jest silnie trujący i mogą go używać tylko specjalistyczne firmy zwalczające szkodniki" - informuje w rozmowie z radiem dyrektor Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Olsztynie, Janusz Dzisko. - Stosowanie tego środka w pomieszczeniach, gdzie przebywają ludzie, jest kardynalnym błędem - dodaje. Przypomnijmy, że w niedzielę pracownicy szpitala w Biskupcu zawiadomili policję, że do placówki zgłosiła się pięcioosobowa rodzina z objawami silnego zatrucia środkiem chemicznym do zwalczania gryzoni. Na zły stan zdrowia skarżyli się 30-latek, jego żona oraz troje dzieci - siedmioletnia dziewczynka oraz dwóch chłopców w wieku roku i dwóch lat. Po badaniu wszyscy zostali skierowani na oddziały szpitalne. Wkrótce najmłodsze dziecko zmarło. Policjanci ustalili, że w sobotę wieczorem mężczyzna rozłożył w piwnicy domu środek do zwalczania gryzoni. Mówił, że dostał go od znajomego, który zajmował się dystrybucją środków do deratyzacji. W nocy cała rodzina poczuła się źle, rodzice i dzieci zaczęli się skarżyć na nudności a następnego dnia zgłosili się do szpitala. Lekarz wstępnie ocenił, że do zatrucia mogło dojść po tym, jak z substancji zaczął ulatniać się fosforowodór. Na wniosek prokuratora policjanci zabezpieczyli dom, w którym doszło do zatrucia