Według sądu, lekarze podjęli zbyt późno decyzję o cesarskim cięciu, w skutek czego dziecko urodziło się w stanie agonalnym. W piątek Sąd Okręgowy w Olsztynie rozpatrując powództwo Szymona reprezentowanego przez jego matkę Agnieszkę Kupper (zgodziła się na podanie nazwiska-PAP) wydał tak zwany wyrok wstępny. Sąd uznał - co do zasady - odpowiedzialność szpitala za obecny stan chłopca. Wyrok nie jest prawomocny. 5 marca 2010 r. do WSS w Olsztynie zgłosiła się Agnieszka Kupper, będąca w 38 tygodniu ciąży. Kobieta alarmowała lekarzy, że od dwóch dni odczuwa słabsze niż do tej pory ruchy dziecka. O godz. 9.43 lekarze ze szpitala przeprowadzili badanie KTG, które wykazało nieprawidłowe tętno płodu. Lekarze zalecili intensywny nadzór. Pacjentka w trakcie przyjęcia do szpitala wielokrotnie musiała zmieniać sale, była przenoszona z piętra na piętro, czekała w świetlicy na diagnozę. Dopiero po interwencji męża o godz. 12.45 wykonano ponowne KTG, które wykazało zdecydowanie nieprawidłowy obraz stanu. Podjęto decyzję o cesarskim cięciu, jednak wskutek niedotlenienia, chłopiec urodził się na granicy życia i śmierci, z 1 punktem w 10-punktowej skali Apgar. W pozwie przeciwko szpitalowi matka Szymona zażądała od placówki kwoty 600 tys zł zadośćuczynienia, 57 tys zł odszkodowania oraz renty dla dziecka w wysokości 2,5 tys zł miesięcznie począwszy od 2011 r. Szpital wnosił przed sądem o oddalenie powództwa, twierdząc że przyczyną niepełnosprawności dziecka było przewlekłe niedotlenienie, trwające od co najmniej 2 dni. Sąd w piątkowym wyroku przesądził jedynie kwestię odpowiedzialności placówki za zdarzenie; nie odniósł się jeszcze do wysokości żądań - zostanie ona ustalona na późniejszym etapie postępowania. Sędzia Juliusz Ciejek uzasadniając wydany wyrok wstępny wskazał, że według biegłego 3-godzinny okres zwłoki w podjęciu decyzji o rozwiązaniu ciąży poprzez cesarskie cięcie mógł mieć wpływ na pogorszenie stanu zdrowia dziecka. Jak dodał, sprawa jest wynikiem typowego błędu organizacyjnego. "W szpitalu tego dnia przebywały 33 pacjentki na oddziałach położniczym i patologii ciąży, ten stan angażował lekarzy i pielęgniarki, ale nie był niczym nadzwyczajnym. Żaden z lekarzy nie zrobił nic złego, każdy wykonywał swoją pracę ale na skutek niewłaściwych procedur wykonywanych z pacjentem doszło do takiej sytuacji" - mówił sędzia. Przywołał słowa jednego z lekarzy obecnych wówczas w szpitalu, który stwierdził zeznając przed sądem, że "pacjentka gdzieś zaginęła". Agnieszka Kupper po publikacji wyroku powiedziała dziennikarzom, że to rozstrzygnięcie to "ulga i informacja dla innych matek, że warto walczyć do końca". "Dla mnie najważniejszy jest mój syn, chce zabezpieczyć dla niego przyszłość, gdy mnie zabraknie. Nie będzie samodzielny, zawsze będzie wymagał opieki drugiej osoby, mimo iż od lat przechodzi intensywną rehabilitację, która daje rezultaty" - powiedziała matka Szymona. "Kwota 600 tys. zł nie jest kwotą wygórowaną, mając na uwadze skalę cierpień dziecka. Mamy nadzieję, że ze strony szpitala dojdzie do ugody" - powiedziała po publikacji wyroku pełnomocnik Kupperów mec. Dagmara Trochimiuk. Pełnomocnik szpitala mec. Elżbieta Wrzecionkowska podkreśliła, że szpital na tym etapie nie będzie wnosił apelacji. Oceniła jednak, że żądania powoda są "wygórowane i nie przystają do sytuacji".