Rzeczniczka olsztyńskiego UKS Mirosława Torenc zastrzegła, że nie może komentować wyników i zakresu kontroli, ponieważ są one niejawne. Zapewniła, że kontrola nie była złośliwością wobec kobiety. - Po prostu mamy bazy danych i na ich podstawie typujemy osoby, które dokonują wysokich transakcji, a taką transakcją bez wątpienia jest zakup domu - wyjaśniła. Dochody kobiety, która oskarża b. prezydenta Olsztyna Czesława Małkowskiego o gwałt, olsztyński UKS zaczął kontrolować we wrześniu 2008 r., na kilka dni przed wyjściem Małkowskiego z aresztu. Oficjalnie informowano, że powodem kontroli jest kupno domu przez świadka i jej męża. Kobieta uznała tę kontrolę za celowe działanie ludzi sprzyjających b. prezydentowi Olsztyna, tym bardziej, iż w mieście zaczęły pojawiać się plotki, że otrzymała ona pieniądze za pomawianie urzędującego jeszcze wówczas prezydenta. - Teraz mam na piśmie, że żadnych "lewych" dochodów nie mam, że mówiłam prawdę, gdy zapewniałam, że kupiłam dom z kredytu, a nie za pieniądze, które dostałam za mówienie, że byłam ofiarą Małkowskiego - powiedziała kobieta. Podkreśliła, że poddano ją bardzo drobiazgowej kontroli. We wrześniu, tuż przed wyjściem Małkowskiego z aresztu, główny świadek w jego sprawie została poddana także kontroli Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Ta kontrola - jak przyznała zainteresowana - zakończyła się uiszczeniem przez nią ok. 14 zł zaległych opłat wobec ZUS. Seksafera w olsztyńskim magistracie wybuchła przed rokiem po artykule "Rzeczpospolitej", która oskarżyła prezydenta miasta o molestowanie urzędniczek i zgwałcenie jednej z nich, ciężarnej. Zarzuty prasy potwierdziła prokuratura, która postawiła Małkowskiemu w tej sprawie zarzuty i doprowadziła do półrocznego aresztowania prezydenta Olsztyna. Śledztwo w sprawie seksafery ciągle jest w toku. Małkowski konsekwentnie zaprzecza wszelkim zarzutom i zapewnia o swej niewinności. Ponieważ Małkowski dobrowolnie nie zrzekł się urzędu, w listopadzie został odwołany w referendum. Jego następca zostanie wybrany 15 lutego.