Cała historia zaczęła się wraz z objęciem władzy przez SLD. Uznano wówczas, że pieniądze przeznaczone na utrzymanie strażników miejskich lepiej przeznaczyć na wynajęcie ochroniarzy, a resztę przekazać policji. Niestety okazało się, że ratusz musiałby dokładać do wszystkiego. Zwolnionym więc zaproponowano powrót do pracy. Zamieszanie tłumaczono niewłaściwym rozpoznaniem rynku ochroniarskiego.