O zamordowanie samotnie mieszkającej 71-letniej kobiety został oskarżony Zbigniew N. Mężczyzna w śledztwie przyznawał się do winy. Przed sądem powiedział, że do przyznania się został zmuszony przez policjantów. Z tego powodu sąd do stycznia przerwał rozprawę. Na następną zostaną wezwani funkcjonariusze z tzw. archiwum X., zespołu policjantów zajmującego się rozwiązywaniem niewyjaśnionych spraw z policyjnych archiwów. To oni po 25 latach rozwikłali zagadkę morderstwa i doprowadzili do oskarżenia N. o zabójstwo. Sąd zapyta ich, czy zastraszali oskarżonego i zmuszali go do przyznania się. W piątek sąd przesłuchał syna i dwie córki zamordowanej kobiety. Przyznali oni, że przez lata analizowali, kto i z jakiego powodu mógł zabić ich matkę - kobieta nie była zamożna, utrzymywała się z niewysokiej emerytury, a w okolicy była lubiana i nie miała żadnych wrogów, nie była też z nikim skonfliktowana. Przesłuchiwani zgodnie mówili, że przez lata stracili nadzieję na wykrycie sprawcy i gdy ten po 25 latach został złapany - zaskoczyło ich to. Przed sądem stawił się w piątek także ojciec oskarżonego, ale odmówił składania zeznań. Zbigniew N. został wiosną 2009 roku wytypowany przez policjantów jako sprawca niewyjaśnionego zabójstwa sprzed 25 lat. Odbywał wówczas karę więzienia za jazdę rowerem po pijanemu. Policjanci wpadli na jego trop po tym, jak porównali odciski palców odbywającego wyrok z odciskami znalezionym i zabezpieczonymi przed 25 laty na miejscu niewyjaśnionej zbrodni we wsi Stary Dwór pod Dobrym Miastem (woj. warmińsko-mazurskie). W śledztwie Zbigniew N. przyznał się do winy i złożył wyjaśnienia - mówił, że wszedł do domu kobiety, bo był głodny i chciał coś zjeść, a gdy gospodyni go zobaczyła, zabił ją. W czwartek, w pierwszym dniu procesu Zbigniew N. odwołał tę wersję. Powiedział, że staruszkę zamordował jego nieżyjący już kolega. Zbigniew N. był wielokrotnie karany m.in. za rozbój, kradzież, udział w bójce; wiele razy przyłapywano go na jeździe rowerem po pijanemu. W śledztwie N. powiedział, że po zabójstwie staruszki zmienił pracę i mieszkał przez pewien czas na ulicach po to, by nikt nie wpadł na jego trop. Oskarżonemu grozi dożywocie.