- W czasach średniowiecza Olsztyn liczył ponad 2,5 tys. mieszkańców. Wspaniale rozwijało się rzemiosło i jak podają XVI-wieczne źródła można było doliczyć się 23 szewców, 18 rzeźników i tyle samo piekarzy.(..) To wszystko chcemy pokazać turystom i mieszkańcom. Zwiedzający mogą mierzyć średniowieczne stroje, uszyć mieszek na pieniądze, wybić samemu monety w prostej mennicy - powiedziała Ada Bogdanowicz z Muzeum Warmii i Mazur. Średniowieczni rzemieślnicy bardzo strzegli swych praw i przywilejów, nie dopuszczali łatwo do cechów ludzi z zewnątrz. Zawody były dziedziczone. Na przykład piekarzem mógł zostać kolejny mąż wdowy po tymże rzemieślniku. Uczący musieli długo terminować, często podróżując po całym kraju i poznawać tajniki zawodu najpierw jako słudzy, potem jako czeladnicy, by w końcu stać się mistrzami. Rzemiosło rozwijało się dzięki dorocznym targom, na które przyjeżdżali z okolicy inni rzemieślnicy, prezentując nowe towary i metody ich wytwarzania. Dzięki targowiskom do miast wchodzili kuglarze, którzy zapewniali rozkwit ulicznemu teatrowi. Nie brakowało żebraków. Jak donoszą źródła, w XVI wieku Olsztyn liczył 16 koncesjonowanych żebraków, mających pozwolenie władz na uprawianie tego procederu. Ludzie średniowiecza nie znali praw rynku. Ceny towarów były z góry ustalone. W Olsztynie wyznaczała je Kapituła Warmińska, a ponieważ cena produktu nie zawsze odzwierciedlała wartość i wkład pracy dochodziło do licznych konfliktów między Kapitułą a rzemieślnikami. Jak mówi Ada Bogdanowicz, w ówczesnych czasach nie brakowało partaczy, czyli rzemieślników nie zrzeszonych w cechach. Choć trudnili się rzemiosłem, nie mieli żadnych praw, na przykład nie mieli własnych kramów na rynku. Zwiedzający w dzisiaj olsztyński zamek mogą spróbować średniowiecznych potraw wprost z ogniska oraz obejrzeć spektakle teatralne.